7. Lepiej nie patrzeć przez okno
Pociąg
ze stacji Paddington do Bodmin Parkway miał wyruszyć za trzy dni, gotowe suknie
czekały na transport, a Mira poddawała selekcji ostatnie dodatki. Właścicielka
Atelier Charlotte zaprosiła do pokazu sławną modystkę Avę Powell, która wybrała
do każdej kreacji unikatowy kapelusz oraz Orlę Taylor, projektantkę obuwia. Jej
prace zdążyły wzbudzić zainteresowanie największych marek w Wielkiej Brytanii i
uczyniły ją gorącym tematem w świecie mody. Mira nie mogła wymarzyć sobie
wspanialszego towarzystwa. Wystarczyło dobrać biżuterię i rękawiczki. Przyglądała
się z podziwem wielotygodniowej, koronkowej robocie. Patrząc na ukończone projekty
czuła dumę. Siedem unikatowych sukien wyeksponowanych na manekinach odwzajemniało
jej spojrzenie, skrywając twarze w cieniu boskich kapeluszy. Mira Clearwater,
początkująca artystka, była gotowa wsiąść do pociągu. Mira Black, policjantka marząca
o karierze detektywa, wzbraniała się przed tym każdą myślą. Dwie dusze walczyły
w niej o dominację, spędzając sen z powiek i odsuwając apetyt na dalszy plan. Przy
zdrowych zmysłach utrzymywała ją pewność, że nie będzie sama. Sherlock i John
będą jej cieniem.
Zdjęcia
kreacji wysłała matce i siostrze, a na odpowiedź nie czekała długo. Millie zbombardowała
ją armią serduszek, wieńcząc komunikat gifem z ulubionego serialu. Ekstatyczny taniec
upewnił ją w samozadowoleniu. Odpowiedź od matki nadeszła z opóźnieniem, jakby
Eileen konstruowała ją z największą pieczołowitością. Mirze zwilgotniały
dłonie, co zdarzało się, gdy stres doprowadzał ją na kraniec wytrzymałości. Nie
powie tego na głos, ale zależy jej na opinii matki. Prawdziwe dzieła sztuki. Kobiety
z komitetu pękną z zachwytu… i zazdrości. Ojciec będzie z ciebie dumny. Przez krótki
moment poczuła ukłucie w okolicy serca, wytarła dłonie o spodnie i raz jeszcze
przeczytała wiadomość. Pomiędzy słowami ojciec będzie dumny matka przemyciła
sekret skrywany w zagiętym rogu zeszytu. Uśmiechnęła się i odpisała słowami,
którymi dawno powinna otulić matkę. Kocham cię. Nie czekała na potwierdzenie.
*
Dwa
następne dni minęły jej na pakowaniu i sprawdzaniu, czy wszystko jest na swoim
miejscu. Suknie od kilku godzin spoczywają bezpiecznie na pokładzie pociągu w
otoczeniu nowoczesnych, eleganckich kapeluszy i butów, za które niejedna
kobieta dałaby sobie odciąć palce lub pięty, jak złe siostry Kopciuszka. Buty Orli
Taylor nie pasowały na każdą stopę. Spojrzała na zegarek, dochodziła pora
kolacji. Podeszła do drewnianej tablicy, ściągnęła z szyi łańcuszek zwieńczony
kluczem i otworzyła skrzydła. Wewnątrz wisiały zdjęcia młodego mężczyzny, na oko
wchodzącego dopiero w swoje lata dwudzieste, o ciemnych włosach opadających
miękko na czoło i bystrym, jasnym wzroku. Na jednej z fotografii siedział w
skupieniu przy klawiaturze fortepianu, na innej z uśmiechem pozował z dwiema
młodszymi dziewczynami. Jedna musiała być już w liceum, a druga wyglądała na uczennicę
szkoły podstawowej. Brązowe włosy młodszej zaplecione były w dwa długie
warkocze, zaś czarne, proste pasma starszej dostawały do połowy szyi. Cała trójka
sprawiała wrażenie prawdziwie szczęśliwych. Mira wzięła je do ręki i z
czułością przesunęła palcami po włosach chłopaka, jakby w ten sposób mogła raz
jeszcze poczuć ich miękkość pod opuszkami. Nostalgia szybko ustąpiła miejsca
zdecydowanemu ruchowi. Odwiesiła fotografię i uważnie studiowała połączenia. Białe,
niebieskie i czerwone nici prowadziły od poszlaki do śladu, który po sobie
pozostawił. Kościstą dłonią zaczesała włosy za ucho i zamknęła skrzydła
tablicy. Klucz schowała za kołnierz koszuli i zeszła na kolację.
Sherlock
i John czekali w milczeniu, popijając herbatę i czytając popołudniowe wydanie
gazety. Mira energicznym ruchem weszła do pokoju, co wzbudziło uwagę doktora.
-
Coś się stało? – spytał z troską, ale jej zimny wzrok zmroził mu język.
-
Czemu miało się coś stać? – odpowiedziała nie zważając na ton i usiadła na
kanapie. Nalała filiżankę gorącej herbaty i patrząc na niespokojną, bursztynową
taflę zanurzyła się we własnych myślach.
W
napiętym milczeniu oczekiwali nadejścia wybawicielki. Pani Hudson jak zwykle
żwawo wkroczyła do salonu ze srebrną tacą w rękach, na której spoczywały dzieła
sztuki kulinarnej. Będąc doskonałą obserwatorką zdawała sobie sprawę, że
zbędnymi pytaniami jedynie zarysuje cienką taflę lodu, co w efekcie może przysporzyć
nieprzyjemności wszystkim zgromadzonym w pokoju. Po cichu wycofała się w bezpieczną
przestrzeń. Sherlock nie zwracając uwagi na sytuację zaczął nakładać jajecznicę
na tost, dekorując ją szparagami z pominięciem zmysłu estetyki. John odłożył gazetę,
za którą do tej pory skutecznie się skrywał. Mira wciąż wpatrywała się w
herbatę, jakby próbując odczytać z niej swoją przyszłość.
-
Z samego rana udamy się z Johnem relacją pospieszną do Bodmin Parkway, gdzie
będziemy oczekiwać na właściwy pociąg. Na czas podróży przybierzemy nową tożsamość.
Poznaj sir Arlo St. Johnsa oraz Isaaca Granta – powiedział, by następnie ugryźć
kęs tosta.
Mira
spojrzała na nich pogardliwe i odłożyła filiżankę zimnej herbaty na stół.
-
A ja jestem Mary Poppins i żadna łyżka cukru nie pomoże mi przełknąć tej
przykrywki – sarkazm wręcz wyciekał jej z ust. – Moriarty zna wasze twarze, wszystko
jest w sieci. Naprawdę myślisz, że zmiana nazwiska pomoże wam przemknąć niezauważenie
na pokład pociągu?
-
Rozwiązałem dziesiątki spraw wykorzystując technikę kamuflażu. Jak sądzisz:
dlaczego nazywają mnie największym detektywem w Wielkiej Brytanii?
Mira
westchnęła i w końcu spuściła z tonu. Nałożyła jedzenie na talerz i konsumując wsłuchiwała
się w jego wywód.
-
Sir Arlo St. Johns jest entomologiem badającym afrykańskie gatunki motyli nocnych,
a obiektem swoich zainteresowań wyznaczył Xanthopan morgani, którego
dorosłe formy żywią się nektarem storczyków. Sam Charles Darwin w rozprawie „Fertilisation
of Orchids”…
-
A kim jest Isaac Grant? – przerwała mu brutalnie, przenosząc wzrok na Johna.
Sherlock fuknął niepocieszony.
-
Niezależnym dziennikarzem zainteresowanym odrestaurowanym wagonem kolejowym.
-
To ma sens. Także sir Arlo Jakiśtam i pan Grant wsiądą razem na stacji początkowej
jako przyjaciele czy nieznajomi? – dociekała, bo bardziej od rozbudowanej
historii Sherlocka ciekawiła ją relacja pomiędzy postaciami dramatu.
-
Sir Arlo St. Johns od kilku tygodni przebywa w kraju i zaciekawiony
niecodzienną atrakcją postanowił wykupić miejsce w luksusowym taborze. Z
dziennikarzem poznają się na stacji i postanawiają rozwinąć znajomość w podróży.
Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy, ale przy bliższym poznaniu Isaac Grant
zyskuje, a sir Arlo po wieloletnich samotnych badaniach w afrykańskiej głuszy
zatęsknił do podstawowych kontaktów międzyludzkich.
-
Jesteś pewien, że sir Motyl nie jest twoim alter ego? – uśmiechnęła się pod
nosem. Przed rozstaniem zawsze zbierało jej się na drobne złośliwości. Nawet jeśli
rozłąka miała trwać krótko.
Sherlock
postanowił nie odpowiadać na zaczepki młodszej od siebie kobiety, której nie
musiał się specjalnie przyglądać, aby dostrzec oznaki głęboko zakorzenionego
lęku. Kolana falowały rwącym nurtem, spocone dłonie odciskały ślady na
materiale, a dolna powieka lewego oka mrugała nierównym rytmem. Wskazywało to
na niedobór magnezu, który ustępuje miejsca rozpychającemu się łokciami
stresowi. Mira Black była jawnie przerażona myślą o wejściu na pokład starego pociągu,
choć nie zdawała sobie sprawy z transparentności objawów. Sherlock wiedział, co
wzbudzało ten lęk. Odkąd poznała Jamesa Moriarty’ego w jej oczach coś się
zmieniło. Jakby lustro odbijające myśli przykryła gruba warstwa kurzu. Napoleon
zbrodni wzbudzał w niej mieszane uczucia. Była nim zafascynowana jako mężczyzną,
tak różnym od tych, których zdążyła spotkać na swojej krótkiej drodze. Fascynacja
nie zdążyła przerodzić się w obsesję. Stawiając wielki krok nad przepaścią,
stanęła twarzą w twarz z przerażeniem. Ta podróż była dla niej sprawdzianem,
testem wytrzymałości zdecydowanie poważniejszym niż ten stawiany przed adeptami
policji. Kilka dni w pociągu, podręcznikowej heterotopii, da mu możliwość
poznania ukrytego Ja; tego, co zepchnęła do nieświadomości.
-
Śpij dobrze i bądź czujna – spokojny głos Johna wyrwał go z zamyślenia. Musiał na
dłuższy czas zaszyć się w pałacu pamięci. Mira podniosła się z kanapy, miał problem
by z jej mętnych oczu wyłowić dominujące uczucie. Na policzkach pojawiły się
rumieńce. Wyszła z pokoju nie patrząc w jego stronę. Poczuł się nieswojo, ale
nie potrafił podać przyczyny swojego stanu.
-
Czeka nas wczesna pobudka – stwierdził John i tymi słowami się z nim pożegnał. Sherlock
został sam w swoim pałacu samotności.
Gdy
się obudziła słońce nieśmiało wdrapało się na poddasze domu przy Baker Street. Zegarek
wskazywał, że obudziła się przed ustawionym alarmem. Wstała, umyła się i ubrała
w przygotowany wcześniej kostium. Ten sam, który miała na sobie, gdy poznała
Jamesa. Przez chwilę przyglądała się swojemu odbiciu, ale nie znała odpowiedzi.
Może bała się, że jeśli wybierze inny strój, on jej nie rozpozna. Kopciuszek z
zakopconego Londynu. I tym razem buty pasują jak ulał. Splotła włosy w koronę, założyła
na ramię marynarski worek i zeszła na dół. Pani Hudson czekała ze śniadaniem.
-
Sherlock i John wyjechali bardzo wcześnie, nic nie zjedli. Mam nadzieję, że w
tym pociągu będzie sensowny kucharz – odburknęła niepocieszona, a Mira uśmiechnęła
się serdecznie. Zdążyła przywyknąć do zmiennych nastrojów gospodyni. Nagle w
oczy rzucił jej się wielki bukiet białych róż, ledwie mieszczących się w
wazonie stojącym na komodzie w hallu.
-
Ach, złotko, na śmierć zapomniałam! – wykrzyknęła, zdając sobie sprawę, że dziewczyna
patrzy w ich kierunku. – Przyszły dziś rano, niedługo po tym jak chłopcy wsiedli
do taksówki. Chciałam spytać do kogo, ale kurier wręczył mi je bez słowa i rozpłynął
się w powietrzu. Wydedukowałam, jakby powiedział Sherlock, że są dla ciebie. Piękne,
prawda, złotko?
Pani
Hudson zniknęła w drzwiach kuchni, Mira zaś podeszła ostrożnym krokiem w stronę
bukietu. Był pękaty, a kwiaty wyglądały na wyhodowane w prywatnej szklarni. Od dziecka
przyglądała się pracy Daisy Clearwater i znała obraz kwiatów, które ktoś pielęgnuje
z miłością i szacunkiem. Zbliżyła się i wciągnęła mdły zapach w nozdrza. Nie
znosiła róż. Spomiędzy główek wystawał mały bilecik. Nie mogę się doczekać,
to jedno zdanie wzburzyło w niej krew. Wiedziała, kto je przysłał. Wiedziała,
że za chwilę przeniknie ją jego wzrok. Punkt dwunasta na stacji Paddington.
Pospiesznie
skończyła śniadanie, pożegnała z panią Hudson i złapała taksówkę. Piątek przed
południem nie napawał optymizmem, a najgorsze przypuszczenia wbiegły na środek ulicy.
Baker Street od stacji kolejowej dzieliło dziesięć minut jazdy samochodem, ale taksówkarz
okazał się złym prorokiem. Edgware Road i Sussex Gardens okazały się nieprzejezdne.
Mira zerknęła nerwowo na zegarek. Pociąg odjedzie za dwadzieścia minut, z nią
czy bez niej. Wcisnęła kierowcy pieniądze za fatygę i zarzucając worek na
plecy, zaczęła biec między samochodami. W dłoniach trzymała spódnicę, dając nogom
przestrzeń do sprintu. Akurat tego dnia musiała założyć buty na wysokim
obcasie. Minęła St Mary’s Hospital, ścinając ostry zakręt. Nie zwracała uwagi
na przechodniów, mijając ich zawodowym slalomem. Rozmazana tarcza zegarka
nagliła. Za niecałe dziesięć minut parowy gwizdek da znać do odjazdu. Brakowało
jej tchu, biegła na azymut. Jakaś wewnętrzna siła prowadziła ją w dobrym
kierunku. W ostatniej chwili wpadła na stację nerwowym wzrokiem szukając
odpowiedniego peronu. Znalazła. Wielka, majestatyczna maszyna czekała, aż z
hukiem ruszy i potoczy się po torowisku aż do Kornwalii. Czuła jak obcas wbija
się w piętę, przeciskając się przez twardy naskórek. Gdy wbiegła na peron, pociąg
ruszył. Nie mogła się teraz zatrzymać, musiała go dogonić. Próbowała chwycić dłonią
barierkę, ale gdy muskała ją palcami, ta złośliwie się wyślizgiwała. Dystans pomiędzy
Mirą a pociągiem niebezpiecznie się zwiększał, ale nie dawała za wygraną. Zebrała
w sobie resztki sił, a adrenalina popchnęła ją do przodu. Tym razem palce zamiast
barierki dotknęły czyjejś ręki. Nie miała czasu, by szukać właściciela. Chwyciła
ją i pozwoliła wciągnąć na pokład. Silna ręka otoczyła ją w talii, a druga spoczęła
na jej głowie. Mira przez dłuższą chwilę nie zdawała sobie sprawy, co się wydarzyło.
Wiedziała, że już nie biegnie. Nogi jej drżały, więc pozwoliła się wesprzeć
pomocnym dłoniom. Poczuła, jak otula ją zapach konwalii. Tylko jedna osoba
wydzielała tak niebezpieczny aromat. Podniosła głowę i spotkali się w
spojrzeniu.
-
Bałem się, że nie zdążysz – wyszeptał, choć było to niemożliwe. Wszelkie
odgłosy zagłuszał dźwięk potężnej maszyny. A może głos Jamesa nie dawał się tak
łatwo stłumić?
-
Taksówka stanęła w korku – tłumaczyła, a jej głos się załamał. Brakowało jej
powietrza.
-
Wejdźmy do środka – zaproponował i zaprowadził ją do wagonu restauracyjnego. Usiadła
przy oknie, a James machnięciem ręki przywołał kelnera i poprosił o szklankę
wody. Rozedrganymi
dłońmi chwyciła naczynie i upiła łyk, a następnie wypiła do dna. James przyglądał
się jej uważnie, wciąż miała zarzucony worek marynarski na plecy.
-
Jeśli chcesz więcej, powiedz tylko słowo – wskazał na pustą szklankę, ale
pokręciła przecząco głową. Bardziej niż szalony bieg zmęczyła ją gonitwa myśli.
-
Dziękuję – powiedziała cicho, sama ledwie siebie słysząc. James uśmiechnął się
i położył dłoń na jej dłoni. Najpierw spojrzała na nie, a następnie na jego twarz.
Pod każdym względem była to elegancka twarz. Inaczej nie umiała jej określić. W
jej rysach kryło się coś szlachetnego.
-
Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – stwierdził, a serce mocniej jej zabiło. –
Większość gości wykupiła bilet, aby zobaczyć kolekcję.
Czuła,
że się rumieni. W pamięci wciąż miała suknie, które zaprojektowała i
własnoręcznie uszyła. Aby ukryć zakłopotanie, przyjrzała się krajobrazowi za
oknem. Przypomniała sobie fabułę powieści „4.50 z Paddington” autorstwa Agathy
Christie. Pani McGillicuddy wyrusza w podróż, aby odwiedzić swoją przyjaciółkę,
pannę Marple. Spoglądając przez okno zauważa, że ktoś dokonuje morderstwa w
jadącym równoległym torem pociągu. Wstrząsnął nią nagły dreszcz.
-
Ciekawe czy byłabym w stanie dostrzec, gdyby ktoś popełnił morderstwo w jadącym
obok pociągu? – po chwili zdała sobie sprawę, że zadała pytanie na głos. Oderwała
wzrok od widoku za szybą i ponownie spojrzała na Jamesa. Miał na sobie chłodny uśmiech.
-
Lepiej nie patrzeć przez okno.
Z
jakiegoś powodu przeszła jej ochota na podziwianie krajobrazu.
Trafiłam już chyba dwa razy na Twoje opowiadania, kolejna częśc równie interesująca. Zabieram się za wszystkie części od początku. Wciągające i ciekawe.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta.
Pozdrawiam!
Irena
Dziękuję i bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że Ci się spodobają :)
UsuńBardzo mnie Twoje opowiadania wciągają! Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńDziękuję, dla mnie jest ważne, że ktoś czyta i chce czytać! :)
UsuńCiekawe jest to, że nawet nie znając fabuły od początku, opowiadanie wciąga! :) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńStrasznie miło czytać takie słowa! :) I zapraszam do spojrzenia w poprzednie rozdziały :)
UsuńUwielbiam Sherlocka i Conan Doyle'a. Będę tu zaglądał.
OdpowiedzUsuńCieszę się i zapraszam do subskrypcji, nowy rozdział pojawia się co dwa tygodnie :)
UsuńPodoba mi się jak pokazałaś relacje rodzinne, w dzisiejszych czasach to nie takie proste 😉
OdpowiedzUsuńDziękuję, dla mnie relacje rodzinne to podstawa psychologii postaci, także miło mi czytać taką opinię :)
UsuńNiczym Lalka pisana w odcinkach. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńWow, to bardzo miłe porównanie, a powieści w odcinkach to było naprawdę coś :) Dziękuję.
UsuńPodziwiam Twoje umiejętności pisarskie. Świetne opowiadanie, oby tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńWidać, że pisanie sprawia Ci przyjemność i, że wkładasz w to pasję.
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo próbuję z tym wiązać tzw. nadzieje ;)
UsuńMyślałaś, żeby kiedyś zebrać w całość swoje opowiadania i je wydać?
OdpowiedzUsuńAkurat to fan fiction postanowiłam publikować na blogu, żeby sprawdzić, czy "da się czytać" :) Opublikowałam już dwa opowiadania (niezwiązane z tym) w czasopismach literackich, a w przyszłym roku jeden tekst pojawi się w antologii Wydawnictwa Czwarta Strona (opowiadanie kryminalne). Zobaczę, jak się rozwinie ta historia :)
UsuńI co? Znowu mnie wbilas w fotel i znowu będę musiała czekać na lolejne części ! 🙂 Bardzo lubię Cię czytac!
OdpowiedzUsuńKarolina, to dobry znak ;) Czyli opowiadanie zmierza w dobrym kierunku, a następny rozdział za tydzień. Dziękuję! :*
UsuńBrzmi bardzo ciekawie, chętnie poznam dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńDziękuję, zapraszam za tydzień :)
UsuńJestem pod wrażeniem, nie znam niestety wcześniejszych rozdziałów, ale z wielką chęcią je nadrobię. Podoba mi się Twój styl. :) Była to dla mnie duża przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do czytania poprzednich, już się kilka uzbierało :)
UsuńCzy planujesz to wydać w innej formie czy teksty zostaną tylko na blogu? Pytam się, bo sam zaczynam swoją przygodę literacką. Widzę, że nie jestem jedyny. ;)
OdpowiedzUsuńTeraz trudno mi odpowiedzieć. Tę historię mam w głowie od ponad roku, więc postanowiłam ją spisywać w formie bloga - w nawiązaniu do moich początków, czyli publikowanych 15 lat temu fanfików (jeszcze jako nastolatka). Obecnie piszę dwie dłuższe rzeczy (w zamyśle powieści), które chciałabym przedstawić wydawnictwom. Opublikowałam 2 osobne opowiadania w czasopismach literackich, ostatnio dostałam nagrodę za opowiadanie kryminalne, które będzie wydane w antologii w przyszłym roku. Także mam kilka otwartych projektów w różnych estetykach. Jeśli zaczynasz to polecam - poza blogiem - udział w konkursach literackich. Na tej stronie pojawiają się nowe ogłoszenia - www.aktualnekonkursy.pl/konkursy-literackie.html oraz zgłaszanie się na warsztaty pisarskie. Ja w ciągu dwóch lat brałam udział w Szkole Pisania Sztuk przy Teatrze Śląskim w Katowicach (prowadzonej przez dramatopisarza Artura Pałygę) oraz Czarnych Warsztatach Pisania Prozą (organizowanych przez Wydawnictwo Czarne). Kiedyś bałam się wychodzić z tekstami do innych, ale gdy moje opowiadanie zostało opublikowane w magazynie internetowym, a następnie ten sam tekst zapewnił mi miejsce na warsztatach uznałam, że może coś w tym moim pisaniu jest. Trudno mi ocenić od czego najlepiej zacząć, ale chyba po prostu od pokazania tekstów innym - bez względu na obraną taktykę :)
UsuńŚwietnie piszesz!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa w klimacie Sherlocka nie siedzę, ale podrzucę adres Twojego bloga osobom, którym to opowiadanie może się spodobać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
UsuńTrzymam kciuki, że kiedyś zbierzesz te opowiadania w piękna książkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za te słowa :)
Usuń