4. Profesor wchodzi na scenę



Serce desperacko próbowało wydostać się z klatki. Stała na chodniku wpatrując się w drewniane drzwi. Nad solidnej roboty kołatką błyszczał numer: 221B. Baker Street niosła nurt niespokojnych spojrzeń i pospiesznych kroków. Spoglądając w okna starała się odgadnąć, które należą do niej. Wzięła głęboki oddech i przeszła na drugą stronę. W głowie wirowały jej nieskładne myśli, nigdy nie czuła takiego zdenerwowania. Zaschło jej w ustach, a dłoń trzymająca uchwyt maszyny zwilgotniała. Drugą rękę położyła na kołatce. Dźwięk metalu uderzającego o drewno przywołał wspomnienie. Moneta upadająca na posadzkę starego kościoła w Paddock Wood. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kto wypuścił ją z rąk. Drzwi otworzyły się z impetem i na progu stanęła starsza kobieta. W spopielałych włosach ukrywały się jeszcze ciemne kosmyki, a w oczach mrugała druga młodość. Fartuch idealnie łączył się z linią spódnicy. 

- To ty, złotko? – przytaknęła, a pani Hudson zaprosiła ją do środka. 

- Mira Black, miło panią poznać.

- Błagam, bez formalności! Nazywaj mnie panią Hudson, jak wszyscy. 

Dziwna kobieta, pomyślała. Zza pobliskich drzwi usłyszała dźwięk skrzypiec.

- Na parterze znajdują się kuchnia i pokój Sherlocka. Drugie piętro dzielę z Johnem. W piwnicy - pralnia i suszarnia, a od dziś poddasze należy do ciebie. 

Pani Hudson zaprowadziła ją na górę. Pokój był schludny i przestronny, nosił znamiona niezamieszkania. Mira wciągnęła powietrze do płuc, naturalna warstwa kurzu osiadła jej na podniebieniu. 

- Jest idealny – powiedziała z uśmiechem, a kobieta widocznie się rozpromieniła. 

- Cieszę się, że oddaję go w twoje ręce. W tym domu brakuje kobiety.

- A pani?

- Oj, złotko. Nie mam takiej mocy, jak dawniej – twarz pani Hudson na chwilę zmatowiała, jakby myśl opuściła umysł i zawędrowała w zapomniane miejsce. – Pościel znajdziesz w szafie. Kolacja o siódmej. 

- Nie chcę nadużywać gościnności…

- Złotko, wyżywienie w pakiecie. W końcu jestem gospodynią tego domu – uśmiechnęła się, a w oczach znów pojawił się blask. Pani Hudson to osobliwa kobieta. 

Mira położyła maszynę do szycia na stole pod oknem. Otworzyła je i wyjrzała na ulicę. Zdawało się, że masa ludzka przybierała na wadze z każdą godziną. Część rzeczy powiesiła w szafie, część schowała do szuflady. To zaskakujące, ile może pomieścić marynarski worek. Usiadła na łóżku, położyła materiał na kolanach i dłonią badała fakturę. W niektórych miejscach nabrał szorstkości, widoczne zaciągnięcia i małe plamki stanowiły o jego wartości. Mira otrzymała go od ważnej osoby. To jedyna rzecz, jaką po sobie zostawiła. Złożyła worek i włożyła do szuflady.  

W łazience przemyła twarz i poprawiła fryzurę. Mira przesadnie nie używała makijażu, wyłącznie na specjalne okazje. Takie jak ślub. Przełknęła myśl - gorzkie lekarstwo - i wróciła do pokoju. Kłamstwo zaprowadziło ją na Baker Street. Oby jej stąd nie wygnało. 

- Ciekawe gdzie są? – spytała na głos patrząc na zegarek. Jake i Rob za kilkanaście godzin wylądują na Półwyspie Japońskim. Poczuła ulgę. – Przynajmniej nie jesteś sam. 

Mira potrząsnęła energicznie głową, próbując pozbyć się negatywnych myśli. 

- Przyjechałaś do Londynu, w końcu jesteś wolna. Przecież tego chciałaś – werbalizując myśli przekonywała samą siebie i nawet przez chwilę poczuła rodzący się rumieniec ekscytacji. W głowie zawirowało jej bez ostrzeżenia, koniuszkami palców chwyciła za oparcie stołka, ale nie uchroniło jej to od bolesnego upadku. Z hukiem wylądowała na drewnianej posadzce, która wciąż zachowała lekki zapach żywicy. Usłyszała szybkie kroki na schodach i, niczym huragan, do pokoju wtargnęła pani Hudson.

- Nic ci nie jest, złotko? – spytała z przerażeniem, ale Mira widząc jej twarz do góry nogami wybuchła śmiechem. Pierwszy raz od dawna czuła takie rozbawienie. Pani Hudson otworzyła szeroko oczy. – Osobliwa dziewczyna.

Mówiąc to, wycofała się zamykając za sobą drzwi, a Mira zaśmiała się jeszcze głośniej. Położyła dłonie na piersiach, próbując uspokoić oddech, co nie przyniosło efektu. Czuła jak pękają jej płuca. Niewypowiedziane uczucia i wyciekające emocje zamieniła w histeryczny chichot. Oczyściła umysł, szykując miejsce na nowe doświadczenia. Londyn otworzył przed nią serce. 

*

Po długiej rozmowie z matką, przeplatanej komentarzami ze strony ojca i siostry, wstała z łóżka i jeszcze raz wyjrzała przez okno. Zbliżała się piąta, tłum wciąż wzbierał po obu burtach Baker Street. Miejski ruch ją fascynował, czuła się jak odkrywca nieznanego lądu, który za chwilę postawi nogę na brzegu. Może Jake przeskoczył kontynent, ale Mira dokonała przełomowego odkrycia. Poza Paddock Wood istnieje inne życie. 

Usiadła przed starą toaletką, która w czasach swojej świetności pewnie należała do pani Hudson. Wszystko będzie dobrze, powtarzała w myślach wpatrując się w błękitne źrenice. Przyłożyła dłonie do twarzy, palcami przeczesując gęste, ciemne brwi. W dzieciństwie się ich wstydziła, choć nie była pośmiewiskiem. Rodzina Blacków jest jedną z najzamożniejszych i najbardziej poważanych rodzin w hrabstwie. Nikt nie podniósłby ręki na córkę Richarda Blacka. Zresztą, Mira nigdy nie obnosiła się dobrobytem. Sprawiała wrażenie osobnej dziewczyny wędrującej własnymi ścieżkami. Przyjaźniła się z Jake’iem, ta relacja w zupełności jej wystarczała. Od wczesnych lat wykazywała talent do rozpoznawania tkanin, faktur i splotów. W wieku dziewięciu lat nauczyła się korzystać z maszyny do szycia, tworzyła projekty sukni, spódnic i koszul. Matka zaszczepiła w niej miłość do epoki wiktoriańskiej. Jednak pod koniec liceum coś w niej pękło. Odstawiła maszynę i zaczęła trenować ciało. Zapisała się na judo i strzelnicę, spędzając każdą wolną chwilę poza domem. Na kilka miesięcy przed zakończeniem szkoły zakomunikowała rodzicom, że chce wstąpić do szkoły policyjnej. Nic nie mogło jej powstrzymać – ani perswazja ojca, ani groźby matki. Mira postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Po drugiej stronie stała pani Hudson, ubrana w zieloną sukienkę w drobne groszki, bez fartucha.

- Napijesz się z nami herbaty, złotko? – spytała, a jej głos zadźwięczał jak moneta w kościele. 

- Z chęcią – odpowiedziała i zeszła za nią na dół.

Pani Hudson otworzyła drzwi do pokoju znajdującego się blisko wejścia i zaprosiła ją do środka. Wnętrze wskazywało na intensywną obecność mężczyzny. Przez wpół zasłonięte okna wpadało popołudniowe, londyńskie słońce, przyprószone miejskim kurzem. Słońce w Paddock Wood zdawało się mniej ponure. Podłogę pokrywał orientalnie wyszywany dywan, na którym stał kawowy, przeszkolony stolik, dwa skórzane fotele i kanapa. Za nimi znajdował się obszerny regał wypełniony po brzegi książkami i dziwacznymi artefaktami. Mira spojrzała za siebie. Ściana miała naruszoną strukturę, jakby ktoś strzelał do niej z pistoletu. W dużej mierze zapełniona była zdjęciami i łączącymi je czerwonymi nićmi. 

- Witam w 221B – przywitał ją męski głos. Przed nią stał Sherlock Holmes, w tweedowych popielatych spodniach, rozchełstanej białej koszuli i źle zapiętej kamizelce. Włosy miał w nieładzie, co odejmowało mu kilka lat. – Pomińmy introdukcję, poznaliśmy się kilka miesięcy temu w hrabstwie Kent. Panna Mira Black, nowa lokatorka. 

- Pani Mira Black-Clearwater, precyzując – odpowiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język.

- Gratulacje – powiedział oszczędnie i równie oszczędnym ruchem zaprosił ją do zajęcia miejsca na kanapie. – Spodziewałem się pani dzisiaj.

- Czyli spełniłam pańskie oczekiwania? – tym razem także nie zdążyła. Holmes onieśmielał swoją aurą, co wprowadzało ją w zakłopotanie. 

- Spełni pani, gdy odpowie na pytanie.

- Co to za pytanie?

- Jaką bronią zrobiłem ślady w ścianie? 

W oczach Holmesa odbijało się rozbawienie. Mira kolejny raz spojrzała na ścianę, a gdy próbowała podnieść się z kanapy, powstrzymał ją.

- Proszę odpowiedzieć nie ruszając się z miejsca. 

Sprawdza mnie, pomyślała. No dobrze, panie Holmes, wejdę w pańską grę. Wytężyła wzrok, skupiając się na krawędziach i „obrażeniach” tapety. W międzyczasie do pokoju weszła pani Hudson niosąc tacę z czajnikiem i filiżankami, a za nią doktor Watson trzymając paterę z ciastem. 

- British Bulldog – powiedziała pewnie i spojrzała Holmesowi w oczy. – Bardzo rzadki model. 

- A dokładnie?

- Webley Mk II. 

Pani Hudson i Watson jednocześnie usiedli przy stole, przyglądając się elektryzującej wymianie zdań. Gdyby ktoś przysłuchiwał się ich rozmowie zza drzwi, pewnie nie dostrzegłby w niej nic odkrywczego. Między Mirą a Holmesem na kilkadziesiąt sekund wytworzyło się połączenie pod bardzo wysokim napięciem.

Holmes nachylił się nalewając herbaty do filiżanki i zbliżył ją do ust. 

- Mów mi Sherlock – powiedział, a następnie wypił łyk.

- To nowość – odezwał się dotąd milczący Watson. – Pani Hudson przedstawiła nam sprawę. Cieszę się, że w 221B zamieszkała piękna kobieta.

- Na twoim miejscu pohamowałbym instynkty, John – stwierdził Holmes, kierując wzrok na prawą dłoń Miry. Watson zrobił to samo, a w jego oczach pojawiło się zakłopotanie.

- Proszę wybaczyć…

- Świeża sprawa, sama jeszcze nie przywykłam – przerwała mu w pół zdania i nałożyła kawałek ciasta na talerzyk.

- Przemiła herbatka – skwitowała pani Hudson nalewając naparu do pozostałych filiżanek.

- Co panią sprowadza do Londynu? – zadał pytanie Watson. 

- Mówmy sobie po imieniu – zaproponowała Mira. 

- Nie traćmy czasu. Sherlock, John, pani Hudson, Mira – Holmes w błyskawicznym tempie przedstawił wszystkich i wrócił do kontemplacji nad filiżanką.

- Odpowiadając na twoje pytanie, John, chciałam spróbować sił w przemyśle modowym i zaproponować nową linię damskich strojów inspirowanych epoką wiktoriańską.

- Fantastyczna idea, złotko! Koniecznie musisz pokazać mi swoje projekty.

- Również z chęcią na nie zerknę – stwierdził z uśmiechem John. 

- A praca w policji? – spytał Sherlock.

- Zawiesiłam służbę – odpowiadając straciła pewność siebie. Wyczuł to.

- Wynajęłaś pokój na pół roku. Planujesz podbić rynek modowy Londynu w sześć miesięcy? – w jego głosie wyczuła pogardę. Przełknęła ślinę i zacisnęła dłoń na udzie.

- Nie mam wielkich wymagań. Zresztą, kilku właścicieli atelier jest zainteresowanych moimi projektami.

- A gdzie twój mąż? – tym pytaniem odpalił zapłon.

- Mój mąż nie jest twoją sprawą – wypaliła błyskawicznie, ale tym razem tego nie żałowała. Irytował ją ton Sherlocka.

Zaśmiał się pod nosem, odkładając filiżankę na stolik. Zadźwięczała. 

- Świeżo upieczona żona postanawia przyjechać z prowincjonalnego miasteczka do centrum Londynu, aby pod jednym dachem zamieszkać z najlepszym detektywem konsultantem w Wielkiej Brytanii. Kilka miesięcy po naszym pierwszym spotkaniu, gdzie – jak mniemam – napomknąłem twojemu ojcu o tym, że marnujesz się w policji. Przypadek? 

Mira milczała. Słyszała o niesamowitych zdolnościach dedukcyjnych Sherlocka Holmesa, ale nie sądziła, że rozbroi ją pierwszego dnia. Nie była na to gotowa. 

- Przypomnij mi, jak nazywa się twój mąż?

- Jacob Clearwater.

- Clearwater, Clearwater… gdzie to było? – wzrokiem przemknął po pokaźniej biblioteczce, aż wstał i ściągnął książkę z półki. Mira poczuła, jak po plecach spływa jej zimny pot.

- Jacob Clearwater, wschodząca gwiazda literatury podróżniczej. Tak o nim mówią? Złapałaś niezłą partię. Przystojny erudyta, podróżnik, otwarty umysł. Na jak długo wyleciał? 

Zabrakło jej powietrza i choć z każdym jego słowem, coś się w niej zatracało, wiedziała, że nie było sensu niczego ukrywać. Sherlock Holmes wie wszystko.

- Na pół roku. 

- I co dalej? Wrócicie do małżeńskiego pożycia w sielankowym Paddock Wood? – uśmiech nie schodził mu z twarzy. Był jak paw, który swą urodą odebrał mowę obserwatorom. 

- Ty mi powiedz. Sama jestem ciekawa – z Miry powoli zaczęło uchodzić powietrze. Temperatura ciała z minuty na minutę wracała do normy. Ciśnienie odpuściło, skronie przestały pulsować. Nie jest zwyczajną dziewczyną z prowincji. Jedyną osobą, która ma prawo ją definiować, jest ona sama. Sherlock uśmiechnął się pod nosem.

- Stać cię na więcej – mówiąc to podszedł do okna i zaczął grać na skrzypcach. Melodia Mendelssohna rozpływała się w powoli zachodzącym słońcu.

- Sherlock jest dosyć bezpośredni – John próbował go tłumaczyć, ale Mira pokręciła głową.

- Nic nie szkodzi, ma rację. Stać mnie na więcej – powiedziała wstając od stołu. – Dziękuję za miłe przyjęcie. 

- Zejdziesz na kolację? – spytała niepewnie pani Hudson.

- Oczywiście – uśmiechnęła się i zamknęła za sobą drzwi. Dźwięk skrzypiec towarzyszył jej na poddasze. 

*

Minął pierwszy tydzień odkąd przyjechała do Londynu. Rano do drzwi 221B zadzwonił kurier i z pomocą Johna wnieśli ogromny, ciężki kufer na poddasze. Mira natomiast pojedynczo wyjmowała szczelnie zapakowane kostiumy, zawieszając je na przenośnym wieszaku w hallu. Podziękowała kurierowi i zamknęła za nim drzwi.

- Przywiozłaś ze sobą kamienie? – zażartował John schodząc po schodach.

- Tylko te, których potrzebuję – uśmiechnęła się, ostrożnie biorąc po dwa kostiumy i mijając go na schodach.

- Pomogę – zadeklarował zbiegając szybko na dół.

- Tylko ostrożnie, to wyjątkowo cenne eksponaty.

Kiedy już wszystko zostało wniesione na górę, John wziął się pod boki i rozejrzał po poddaszu.

- Tchnęłaś w to miejsce życie.

- Wzajemnie – powiedziała krótko wyciągając kostiumy z pokrowców. Po kolei wieszała welurowe i aksamitne suknie w kolorach butelkowej zieleni, błękitu paryskiego, burgundu i miodowej żółci, a także komplety marszczonych koszul i spódnic. Kreacje wyglądały na szyte ręcznie, a ich krój wprowadzał powiew świeżości.

- Bez gorsetów? – spytał John przyglądając się z im z bliska.

- Kobiety nie potrzebują już zbroi – zaśmiała się. – W moich strojach mogą wziąć głęboki oddech. Dla wymagających klientek zamawiam specjalną biżuterię, ale to rzadkość. Przeważnie wolą prosty, elegancki szyk bez zbędnej stylizacji. 

- Co jest w kufrze?

- Ciekawska z ciebie bestia – powiedziała bez ogródek i otworzyła wieko. John wycofał się czując, że narusza jej prywatność.

- Wybacz, rzadko mam do czynienia z kobietami.

- Mówisz tak, jakbyś się ich bał.

- Cóż… kilka lat spędziłem na wojnie. Wciąż trudno mi wrócić do normalnego życia.

Mira zwróciła się do niego twarzą i spojrzała w jasne oczy. Ukrywał w nich ból, którego nie opiszą żadne słowa. Położyła rękę na jego ramieniu. Było mocne i stabilne. 

- Kiedy już spotkasz tę jedyną, wybierzesz najpiękniejszą – wskazała na rząd sukni.

- A ty? Spotkałaś tego jedynego? 

Mira przykucnęła przy kufrze, wyjmując po kolei książki i ubrania. 

- Chciałabym tak myśleć. 

Zapanowała cisza właściwa poddaszom. Taka, której tajemnicę trudno odgadnąć. 

- Pójdę już – głos Johna zniknął za drzwiami. 

Ręce oparte o kufer drżały, zaciskając się na nim kurczowo. Z nieznanego powodu przed oczami pojawił się ironiczny uśmiech Sherlocka. Potrząsnęła głową wydając nieartykułowane dźwięki i wróciła do rozpakowywania. Z samego dna kufra wyjęła owiniętą w materiał tablicę. Zdawała się ciężka, wykonana była z sosnowego drewna. Powiesiła ją nad biurkiem stojącym blisko drzwi. Rozpięła koszulę i ściągnęła z szyi mały, ornamentalny klucz. Tablica miała dwa skrzydła, które otwierały się na zewnątrz. W środku znajdowały się zdjęcia, wycinki z gazet, stare dokumenty. 

- Wkrótce cię znajdę – wyszeptała, jakby bojąc się, że zapeszy. Zamknęła tablicę, która w tym jednym momencie przypominała przydrożną kapliczkę.

*

Przedpołudnia spędzała na zwiedzaniu Londynu w poszukiwaniu sklepów z najlepszymi materiałami. Podpisała umowę z Atelier Charlotte specjalizującym się we współpracy z rodziną królewską. Właścicielka Charlotte Mourier znana była z zamiłowania do bardzo kobiecych, eleganckich strojów z wysokiej jakości materiałów. Projekty Miry początkowo ją zafrasowały, wydawały się zbyt proste, ale po zagłębieniu w filozofię neowiktoriańskiej idei, zgodziła się wypromować linię pilotażową. Mira spędziła dwa tygodnie na tworzeniu szkiców nowej kolekcji dla londyńskiej ulicy, a kolejne dwa na wyborze materiałów i szyciu pierwszych projektów. Na manekinie formowała się już wizja piaskowo złotej kreacji. Charlotte zażyczyła sobie, żeby materiał na suknie był połyskujący. Tym samym kolekcja widoczniej nawiązywać będzie do XIX-wiecznej mody. Mira spędzała każdą wolną chwilę nad szkicownikiem lub maszyną do szycia. Gdyby nie pani Hudson, zapomniałaby o regularnych posiłkach. 

W czwartkowe południe postanowiła założyć jedną ze swoich kreacji. Była to kremowa koszula z marszczeniami na froncie i koronkowym kołnierzem ze stójką, zwieńczonym kameą. Plisowana spódnica do kostek w kolorze butelkowej zieleni, z matowego materiału. Skórzane buty na obcasie kaczuszce. Włosy upięła jedynie u nasady, puszczając resztę luźno. Przyjrzała się swojej twarzy, cera była blada i widocznie zmęczona, ale nie zdecydowała się na zakrycie jej pudrem. Taka już jest. Do małej torebki na cienkim pasku włożyła telefon, portfel oraz wizytownik i zeszła na dół. Zanim zdążyła otworzyć drzwi wejściowe przechwyciła ją pani Hudson i siłą wepchnęła do pokoju Sherlocka. Złapała ją za ramiona i usadziła na kanapie. Na stoliku leżały już cztery filiżanki oraz czajniczek z parującą herbatą, patera z wyborem ciast i słoiczek z wiśniową konfiturą. Na fotelu obok siedział John, a naprzeciw niego Sherlock z fajką w dłoni. Spojrzała na zegarek, za godzinę powinna przekroczyć próg Atelier Charlotte.   

- Spieszy mi się – stwierdziła chłodno, ale zanim podniosła się z kanapy, poczuła ciepły uścisk na dłoni. John chwycił ją za nadgarstek. 

- Od tygodni nie schodzisz z poddasza. Martwimy się – powiedział z troską nadal trzymając ją za rękę.

- Mierzysz mi puls? – spytała, a John odpowiedział uśmiechem. 

- Wyglądasz na wykończoną. 

- Wkrótce premiera nowej kolekcji, nie mam czasu na odpoczynek.

- Pamiętaj, że możesz na nas liczyć – powiedział znacząco, a Mira spojrzała w stronę Sherlocka. Gdy patrzyła na Johna czuła, że może odnaleźć w nim przyjaciela, ale gdy badała twarz Holmesa, miała wątpliwości. Surowe, ostre rysy wzbudzały mieszane uczucia. Wciąż trudno było jej określić, jaki ma do niego stosunek.

- John ma rację. Powinnaś bardziej o siebie dbać – odezwał się, a ją zakuło w klatce piersiowej. Od kilku dni miała bolesne napady, prawdopodobnie spowodowane zmęczeniem i wiecznym pochyleniem nad maszyną do szycia. – Co powie mąż, gdy cię zobaczy? 

Tym razem ukuło ją z innego powodu. 

- Za godzinę mam rozmowę z Charlotte – kolejny raz próbowała wstać, ale tym razem na miejscu zatrzymała ją trąba powietrzna, która niespodziewanie wtargnęła do pokoju Sherlocka. Rozchełstany i zdyszany inspektor Lestrade ostatkiem sił doczłapał do kanapy i opadł tuż obok Miry. 

- Pić… - wychrypiał, a ta natychmiast podała swoją nietkniętą herbatę niespodziewanemu gościowi.

Lestrade jednym haustem wypił wszystko i gestem poprosił o więcej. Mira posłusznie napełniła filiżankę.

- Co cię sprowadza, Lestrade? – spytał nieporuszony Sherlock. 

- Moment… - wydyszał i spojrzał Mirze w oczy. Dopiero po chwili doszło do niego, że siedzą blisko siebie. Odskoczył jak poparzony, filiżanka wyleciała mu z rąk i wylądowała na kroczu. W dłoni wciąż trzymał spodek. – Nie wiedziałem, że macie gościa?! 

- George, pamiętasz Mirę Black? Sprawa morderstwa w hrabstwie Kent. 

Odłożył filiżankę na stolik, na szczęście nie zostało w niej wiele herbaty stąd plama na spodniach była ledwie widoczna. 

- Młodszy inspektor Mira Black… - wyjąkał, a ona uśmiechnęła się lekko.

- Miło znów pana spotkać, inspektorze. 

- Zrobiła sobie przerwę na szycie fatałaszków – skomentował Sherlock. Rzuciła mu nienawistne spojrzenie. – Stwierdzam fakt. 

- Nie rozumiem… - inspektor Lestrade wyglądał na niewtajemniczonego w sprawy mieszkaniowe 221B. 

- Mira wprowadziła się do nas ponad miesiąc temu. W Atelier Charlotte wkrótce pojawi się kolekcja ubrań jej autorstwa – wytłumaczył spokojnie John, a ona była kolejny raz pod wrażeniem jego uważności. Pamiętał wszystko, o czym mówiła.

- Czemu nic nie powiedziałeś?! Przychodzę tu kilka razy w tygodniu, a nie miałem pojęcia, że przy Baker Street zamieszkała dama – Lestrade każde słowo ilustrował energicznym gestem.

- Mów mi Mira – wyciągnęła rękę, a on nieśmiało ją chwycił.

- George… Lestrade. 

- Przerabialiśmy to 34 dni temu. Skoro już wszyscy się znamy, przejdźmy do konkretów – Sherlock rzucił George’owi znudzone spojrzenie.

- Ach, tak… - Lestrade poprawił się na kanapie i położył dłonie na kolanach. – On wrócił.

Zapadła ciężka cisza. Mira spojrzała na każdego z osobna, ale nie była w stanie odgadnąć nastrojów. Na ich twarzach malowały się strach, ciekawość, złość i smutek. Mieszanka zwykle wybuchowa. 

- Kto wrócił? – przerwała milczenie i twarze mężczyzn zwróciły się w jej stronę. 

- M. – w uszach odbijał jej się przerażony głos Lestrade’a. 

- Nazywajmy rzeczy po imieniu… albo w tym przypadku ludzi – skwitował Sherlock. – James Moriarty. 

- Człowiek, którego podejrzewasz o ukrywanie się w kulisach każdej rozwikłanej przez ciebie zagadki? - spytała sceptycznie.

- Sugerujesz, że mam obsesję?

- Bo masz obsesję – wtrącił John. – Czytasz mojego bloga?

- Poleciła mi go siostra, Millie. Masz lekkie pióro.

- Nie mam obsesji – przerwał im Sherlock, nabijając fajkę tytoniem. – James Moriarty to…

- … Napoleon zbrodni. Tak, wiem. I genialny matematyk. Czemu profesor uniwersytecki miałby stać za każdą, nawet najmniejszą zbrodnią dotykającą Londyn?

- Ścigam go od lat, żeby zadać mu to pytanie – wysyczał Sherlock, co było do niego niepodobne. Tracił cierpliwość. – Co wiesz, Lestrade?

- Był widziany podczas kolacji w The Ivy w Covent Garden, wczoraj wieczorem. 

- Sam czy z towarzystwem?

- Sam – powiedział szybko George i nałożył sobie kawałek ciasta. – Widział go jeden z moich podwładnych, ale powiedział mi o tym dopiero dziś. Przybiegłem najszybciej jak mogłem.

- Jadł kolację w eleganckiej restauracji, co w tym dziwnego? – spytała Mira dyskretnie patrząc na zegarek. Zostało pół godziny do spotkania, będzie musiała zamówić taksówkę. 

- Kilka miesięcy temu słuch o nim zaginął. Nie widziano go w Londynie, nie pojawiał się na uczelni – podsumował John. 

- Mycroft z pewnością wiedział, ale nie pisnął słowa. Co za… - Sherlock mielił słowa pod nosem.

- Mycroft? – odniosła wrażenie, że w ciągu kilkunastu minut dowiedziała się więcej niż przez kilkadziesiąt dni spędzonych przy Baker Street. 

- Mycroft Holmes, starszy brat Sherlocka. Pracuje dla rządu – wytłumaczył enigmatycznie John, a Mira wyczuła, że nie powinna dopytywać. Ponownie spojrzała na zegarek i gwałtownie wstała z kanapy, co spowodowało kolejny nieskoordynowany ruch u George’a. Tym razem jednak wszystko zostało na swoim miejscu.

- Panowie wybaczą, ale jeśli jeszcze kilka minut spędzę na roztrząsaniu sprawy tajemniczej kolacji w Covent Garden, spóźnię się na spotkanie. 

Szybkim krokiem wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Przez okno było widać, że zatrzymuje nadjeżdżającą taksówkę i wsiada do niej w pośpiechu.

- Energiczna kobieta – stwierdził z nieśmiałym uśmiechem George.

- Raczej bezczelna – dodał Sherlock, a oczy na sekundę mu rozbłysły. – Podoba mi się.

John i George spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. 

- Masz na myśli Mirę? – John jako pierwszy wypuścił się z odważnym pytaniem.

- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie próbował odgadywać moich myśli. Mission impossible – przyłożył filiżankę do ust. Zamknął oczy i zanurzył się w fotelu.

- Dziwny dzień – podsumował George kończąc kawałek ciasta.

*

Spotkanie w Atelier Charlotte przebiegło sprawnie, właścicielka zaakceptowała ostatnie projekty i wyznaczyła datę premiery kolekcji. Za miesiąc stroje Miry Black będzie można oglądać w witrynie jednego z najciekawszych domów mody w Londynie. W przypływie euforii postanowiła wybrać się na spacer do Covent Garden. Przemierzanie niezmierzonego targu pełnego świeżych warzyw i owoców, zapachów z najodleglejszych krain oraz kolorowych tkanin i dodatków koiło jej zmysły. Mira nie była typem miłośniczki zakupów, ale od czasu do czasu lubiła poszwendać się i oglądać piękne przedmioty. Nagle przed nią pojawiło się wejście do restauracji. Przyjrzała się wnętrzu. Wyglądało elegancko i przytulnie. Nad wejściem widniał napis „The Ivy”. Zmarszczyła brwi przypominając sobie wcześniejszą rozmowę w 221B. Bez zastanowienia weszła do środka. Usiadła przy stoliku w głębi, zamówiła wędzonego łososia i kieliszek beczkowego Chardonnay. Wyjęła telefon, aby porozmawiać z mamą, ale się zawahała. Później, pomyślała chowając go do torebki. Łosoś rozpływał się w ustach, a białe wino było doskonałym wyborem. Przyglądała się kolorowemu tłumowi wypływającemu z zaułków Covent Garden, próbując przypomnieć sobie życie w Paddock Wood. Brakowało jej leśnego zapachu, traw łaskoczących w kostki, uczucia wolności na grzbiecie Bekana. Jake miał rację. Wyrosła z tej ziemi i tam zapuściła korzenie. Nie zostanie w Londynie na zawsze. Tylko dlaczego poczuła nagły smutek? Powierzchnia wina lekko zmętniała, do stolika dosiadł się obcy mężczyzna. Miał szpakowate, elegancko zaczesane do tyłu włosy, ciemne oczy i wydatną żuchwę. Ubrany w jedwabny, granatowy garnitur z bordowymi dodatkami prezentował się jak członek elity. Zanim zdążyła się odezwać, usłyszała hipnotyzujący głos.

- Proszę mi wybaczyć, nie mogłem się powstrzymać – ruchem ręki przywołał kelnera, zamówił kornwalijskiego kraba i butelkę Chardonnay, a następnie spojrzał jej głęboko w oczy. Nie wiedzieć czemu poczuła nagły strach.

- Znamy się? – spytała, choć doskonale znała odpowiedź. Widziała go pierwszy raz.

- Mira Black, prawda? – na twarzy zakwitł mu uśmiech.

- Zgadza się – odpowiedziała niepewnie. 

- Proszę się nie denerwować. Dziś w Atelier Charlotte byłem świadkiem rozmowy. Zaintrygowała mnie pani kolekcja. 

- Dziękuję… - wypiła łyk wina, ale nie ugasiło jej pragnienia. – Pracuje pan w branży modowej?

- Nie, ale śledzę trendy – jego pewność siebie zbijała ją z tropu. Było w nim coś nieodgadnionego. Drugie, bardzo głębokie dno. 

- Czy mogę spytać o pańskie imię?

- Gdzie moje maniery. James Moriarty, profesor matematyki Uniwersytetu Londyńskiego. 

Mira poczuła, że ciśnienie właśnie przekroczyło dozwoloną miarę. Zacisnęła dłoń na torebce. Jeśli dedukcja Sherlocka i tym razem się nie myli, siedzi przed nią Napoleon zbrodni. 

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy fragment opowiadania. Jednak dla mnie jest tu za dużo dialogów niż fabuły (może to specjalny zamysł, ja mówię o swoich odczuciach) i nie do końca wczułam się w tamte czasy. Mam wrażenie, że czegoś mi tu brakuje. Ma jednak duży potencjał i można zrobić z tego naprawdę świetne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoją uwagę i wezmę ją sobie do serca. Mam problem z dialogami, dlatego staram się je ćwiczyć :)

      Usuń
  2. Oj powiem Ci, że dużo było czytania, a przy moich dzieciach musiałam to robić na raty :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały wychodzą co 2 tygodnie, stąd taka objętość ;) dzięki za przeczytanie całości, nawet w ratach :)

      Usuń
  3. Trafiłam tutaj i wygląda na to, że muszę wrócić do pierwszej części. Zaraz nadrobię zaległości. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam tutaj dopiero dzisiaj, i muszę zacząć czytać od początku, bo nie ukrywam, że się troszkę wciągnęłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy! Zachęcam do subskrypcji, co 2 tygodnie nowy rozdział :)

      Usuń
  5. Sherlock! Uwielbiam wszystko co z nim związane. Ciekawe opowiadanie. Widać, że włożyłaś w nie dużo pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że ktoś podziela zainteresowanie postacią Sherlocka Holmesa, jak i proza sir Arthura Conana Doyle'a (i np. serialem BBC).

      Usuń
  6. Trafiłam ostatnio na trzecią częśc, dzisiaj udało mi się przeczytac długą, ale interesującą częśc kolejną.Wciągająca historia. Lekkie pióro, ciekawa historia. Trzeba miec dar do pisania.
    Pozdrawiam -)
    Irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ireno, dziękuję Ci z całego serca :) Miło mi czytać takie słowa.

      Usuń
  7. Zgadzam się, co do tego że jest dużo dialogów. Jednak biorąc pod uwagę pisania na blogu to jest to akurat dla mnie. Więc gdyby kiedys coś było rozwijane to można coś dodać prawda? Póki co czyta sie rewelacyjnie. A to już któryś raz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nie są to teksty zamknięte/skończone, więc może się zdarzyć, że coś zostanie dopisane :) To chyba właśnie jest najfajniejsze w tego typu pisaniu. Dziękuję!

      Usuń
  8. Zamierzasz zebrać tą historię w całośc i wydać??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie planuję publikować rozdziały na blogu, bez intencji wydawania ich jako publikacji książkowej. Chociaż wiem, że historie inspirowane innymi powieściami, postaciami literackimi lub kontynuacje często pojawiają się na rynku wydawniczym. W tym momencie pracuję nad powieścią, z zamiarem przesłania jej do kilku wydawnictw.

      Usuń
  9. Bardzo fajnie piszesz! Super oddajesz klimat.
    Na sam koniec dostałam totalnych dreszczy.
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi to czytać :) I cieszę się, że końcówka wywołała takie emocje :)

      Usuń
  10. Wciągnęłam się! A to nie często mi się zdarza przy opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę mnie to cieszy :) I zapraszam do subskrypcji, bo rozdziały pojawiają się co dwa tygodnie.

      Usuń
  11. Wow, jak ja uwielbiam Sherlocka:)
    Świetne to Twoje opowiadanie! Muszę nadrobić poprzednie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Daje dzieciaki do kąpieli i zasiadam do opowiadania ❤️ btw lubię Sherlocka ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę miłej lektury i podziel się swoimi odczuciami "po" :)

      Usuń
  13. Interesujące opowiadanie :) A Sherlock i jego świat zawsze jest dobry, ten bohater to jeden z moich ulubionych bohaterów literackich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. I zgadzam się. Sherlock Holmes to jedna z ikon literatury, nie tylko kryminału :)

      Usuń
  14. Gratuluje. Bardzo dużo piszę tekstów użytkowych, jednak jeżeli chodzi o opowiadania/prozę to dla mnie zupełnie czarna magia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ja kiedyś próbowałam pisać teksty użytkowe i to jest dopiero czarna magia :) dawałam radę, ale to zupełnie nie dla mnie.

      Usuń
  15. Wow, zawsze zaskakujesz. Wspaniała narracja i naprawdę mnie wciągnęło, mam jednak małą uwagę. Tekt faktycznie jest bardzo długi jak na jeden rozdział. Rozumiem, że pojawia się raz na 2 tygodnie ale naprawdę ciężko przejść za jednym posiedzeniem. Muszę wrócić do poprzednich rozdziałów, czy chcesz to wydać w formie książkowej? Byłoby miło przeczytać taką powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Wezmę tę uwagę do serca, kolejny rozdział będzie krótszy :) Obecnie piszę inny tekst z zamiarem wydania go, ale może, może. Musiałabym się zorientować jak wygląda sytuacja, gdy powieść jest inspirowana czyjąś twórczością. Wiem, że takie książki są na rynku, ale nie mam pojęcia jak sytuacja wygląda ze strony wydawnictwa i praw autorskich.

      Usuń
  16. Hej, fajne, miejscami dopracowałabym od strony stylistycznej, ale pomysł ciekawy i dobre dialogi, naturalne, żywe. Rzeczywiście wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  17. No tak, są skrzypce jest i sherlock 😉 interesujące opowiadanie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty