10. Fragment duszy
Pisanie i publikacja tego rozdziału zbiegły się ze Strajkiem i choć nie uczestniczę w nim fizycznie, to moje przekonania zawsze stoją za możliwością wyboru. To jest nasze demokratyczne prawo. Nie można go nierówno dzielić pomiędzy kobiety i mężczyzn, bo przysługuje każdemu człowiekowi. W każdej sytuacji. I tego nie możemy ani oddać, ani pozwolić sobie odebrać. Moim wyborem jest pisanie. Pisanie o kobietach i z perspektywy kobiety nie tylko dlatego, że samą nią jestem. Siła kobiet potrafi zmienić bieg rzeki, jak również go zablokować. Nie raz spotkałam się z okrucieństwem kobiet wobec samych siebie i siebie nawzajem. Słowem można zranić, a nawet zabić. I nie chodzi o przekleństwa, bo te akurat leczą duszę (często praktykuję). Kiedy myślę "kobieta kobiecie wilczycą", powinnam mieć przed oczami nieskończoną watahę, lecz niestety widzę zwracanie się przeciwko sobie. Czy na scenie politycznej, czy prywatnej, za zamkniętymi drzwiami. Kluczowym słowem obok "wyboru" powinien być "szacunek". Dla samej siebie i dla innych. Nie musi łączyć się ze zrozumieniem i akceptacją. Zachowanie milczenia w momencie, gdy ktoś podejmuje - za siebie - wybór, którego sama bym nie dokonała, jest rodzajem wsparcia.
Wyboru dokonują również moje bohaterki. W listopadowym numerze Magazynu Helikopter można przeczytać moje dwa opowiadania, których narratorkami są - moim zdaniem - silne kobiety: https://opt-art.net/helikopter/11-2020/katarzyna-skret-dwa-opowiadania/.
*
Aromat konwalii przeniknął jej suknię. Mimo uporczywych starań nie udało się go usunąć. Pod paznokciami wciąż czuła ciepłą dłoń osuwającą się w przepaść. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Otchłań pochłonęła go w milczeniu.
Ból
spowodowany upadkiem nadal jej doskwierał. Ciało Sherlocka nie uchroniło Miry
od kontuzji. Wpatrywała się bezwiednie w zatłoczoną Baker Street, a materiał
leżał odłogiem. Od nocy na dachu pociągu Reichenbach minął miesiąc. Kolekcja sukien
przyjęła się w londyńskim kręgu mody, a Charlotte przekazywała napływające
zamówienia. Mira nie potrafiła skupić się na szyciu, dlatego część projektów
przejęły krawcowe z atelier. Opuszki palców miała opuchnięte od ręcznego
zdobienia, gdyż nie każdą tkaninę można potraktować igłą maszyny. Praktycznie nie
opuszczała mieszkania na poddaszu i choć – najczęściej w okolicach piątej
popołudniu – dochodziły do niej zaniepokojone pohukiwania pani Hudson,
puszczała je mimo uszu. Wpatrywała się w rozrzedzony tłum tonących w mżawce przechodniów,
z pamięci wszywając koronki, złote nici i szlachetne kamienie. Z każdym ruchem
igły wstrząsał nią dreszcz. Pod palcami nie czuła zimnego materiału, lecz ciepłą
dłoń Jamesa.
Lufa
pistoletu odbijała światło księżyca. Gdy wjechali na most wiedziała, że nie ma
czasu na nabożne kalkulacje. Ryzyko było wpisane w jej zawód. Spotkali się w
spojrzeniu i wiedziała, że on wie. James Moriarty wiedział, kim naprawdę jest Mira
Black. Gdyby się nad tym zastanowić, przed tym człowiekiem nie dało się niczego
ukryć. Był odbiciem Sherlocka Holmesa, jego cieniem i największym przeciwnikiem.
Gra, którą oboje zgodzili się prowadzić, miała jedynie podsycać fascynację. Pociąg
na sekundę zwolnił i wtedy zdecydowała się na skok. W jednej dłoni trzymając
pistolet, drugą przytrzymując spódnicę wzięła rozbieg i wylądowała na dachu ostatniego
wagonu.
-
Kobieta na wysokich obcasach jest zdolna do wszystkiego – jego aksamitny głos
zabrzmiał szorstko, ale nie zawahała się. Wciąż trzymając go na muszce,
przerzuciła wzrok na Sherlocka. W bladej poświacie przypominał sowę przyczajoną
w oczekiwaniu na niefortunny ruch ofiary. Również celował do Jamesa ze swojego Bulldoga.
Natomiast Moriarty stał z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni. Jego spokój
wzbudził w niej niepewność. Czuła jak pot zbiera się między palcami.
-
Zanim się pożegnamy… - czysty głos przeszył nocne powietrze. Wtedy to
zobaczyła. Płomień, który dogasając przenosi się na nowe polano, by wzniecić większy
ogień.
-
Odsuń się od krawędzi i podejdź z podniesionymi rękami – powiedziała głosem,
którego dawno nie używała. Przypomniały jej się rzadkie, choć zawsze
ekscytujące, zatrzymania w Paddock Wood.
Księżyc
ujawnił szyderczy uśmiech. James powoli wyciągnął ręce z kieszeni i uniósł nad głowę.
Ucho Miry wyłapało odgłos odblokowywanego rewolweru.
-
Oj, ptaszyno… - na sam dźwięk tego słowa zawrzało jej w żołądku. – Najwidoczniej
potrzebujesz ciut większej klatki. Następnym razem dokładniej się przygotuję.
Zrobił
krok w tył, a ona bez zastanowienia rzuciła się do przodu. Z tej nocy
zapamiętała, że w sekundę leżała na dachu wagonu wbijając paznokcie w jego
dłoń. Drugą, wciąż trzymającą pistolet, próbowała chwycić rękaw marynarki, który
umykał spod jej palców.
-
Pomóż mi! – krzyk rozpalał jej płuca, ale Holmes stał w miejscu. – Sherlock, do
cholery! Nie dam rady go utrzymać!
Zbliżali
się do końca mostu. Jeśli wytrzyma jeszcze chwilę, może uda się go wciągnąć na
górę.
-
To jeszcze nie koniec – dłoń poluzowała uścisk, a paznokcie nie mogły powstrzymać
go przed upadkiem. Ciemne oczy Jamesa wtopiły się w mrok kornwalijskiej nocy.
Pociąg
opuścił most, wjeżdżając w pogrążony w ciemności las. Dopiero wtedy poczuła
szarpnięcie. Lokomotywa zwolniła, a ostatnim wagonem wstrząsnął dreszcz. Korony
drzew ułożyły się w gęsty tunel, a wystające gałęzie chłostały ich po plecach. Zanim
zsunęła się z krawędzi, ciało Sherlocka przylgnęło do jej pleców. Przed spotkaniem
z ziemią, dłonią osłonił jej twarz. Nie pamięta, ile czasu leżała w objęciach
detektywa dopóki John ich odnalazł. Słaby blask latarki telefonu nawet jej nie
oślepił. Nadal widziała pusty wzrok Jamesa.
Od
tamtej pory doskwierał jej rwący ból w prawym barku. Z jego powodu musiała
oddać część pracy krawcowym z Atelier Charlotte, skupiając się na
najważniejszych zamówieniach. Ciała Jamesa nie odnaleziono. Scotland Yard
podejrzewał, że gdyby nawet go odszukali, nie udałoby się go zidentyfikować. Pohukiwanie
pani Hudson się wzmogło, co oznaczało nieuchronną bliskość popołudniowej herbatki.
Gospodyni bez zapowiedzi wparowała na poddasze, chwytając Mirę za bolący bark.
Syknęła przez zęby, lecz kobieta nawet nie myślała przestawać. Im bardziej napierała,
tym większa bezsilność wzbierała w dziewczynie.
-
Za chwilę zejdę – odpowiedziała zmęczonym głosem, a pani Hudson wyraźnie
zadowolona odpuściła i wyszła nie zamykając za sobą drzwi.
Mira
jeszcze raz przyjrzała się ludziom za szybą. Nie potrafiła zrozumieć ich
pośpiechu. Wstała od stołu, zasłoniła okno i zeszła na parter. Stanęła przed
drzwiami mieszkania Sherlocka, ale nie weszła do środka. Od tamtej nocy nie
zamienili słowa. Miała mu za złe, że pozwolił mu spaść. Może w jego oczach
James Moriarty stanowił największe zagrożenie, lecz dla niej był przede
wszystkim człowiekiem. Jej sumienie powiększyło się o kolejną ciążącą półkę.
-
Na co czekasz, złotko? – pani Hudson wyrosła za nią, trzymając tacę z deserem i
herbatą. Po drugiej stronie układ się nie zmienił. John kończył czytać poranne
wydanie gazety, a Sherlock zamknął się w pałacu swojego umysłu, co chwilę
mamrocząc pod nosem. Wcale nie chciała tu być, ale dopóki mieszka przy 221B,
powinna przestrzegać zasad. Jedną z nich jest wspólna celebracja popołudniowej
herbaty. Usiadła na sofie i pozwoliła pani Hudson napełnić filiżankę. Mieszkanie
przeniknął zapach rumianku i owocowych torcików. Mira grzebała widelczykiem w
cieście, jakby próbowała rozłożyć je na czynniki pierwsze. Ponure milczenie
domowników doprowadziło gospodynię do wybuchu.
-
Na litość boską! Przestańcie zachowywać się jak dzieci i porozmawiajcie! Oszaleć
można od tej ciszy.
-
Pani Hudson – Mira odłożyła talerzyk ze zdewastowanym deserem. – Wyjeżdżam na
miesiąc z Londynu.
John
zbyt gwałtownie odłożył gazetę, ale nie zwróciła na to uwagi.
-
Złotko, stęskniłaś się za domem? – spytała z troską w głosie.
-
Stęskniłam się za mężem – odparła, a mamrotanie Sherlocka ustało.
-
Jak długo będziemy udawać, że to małżeństwo jest prawdziwe?
-
Sherlock! – John podniósł się z kanapy, ale Holmes zatrzymał go ruchem ręki.
Mira
upiła łyk rumiankowej herbaty. Pani Hudson umiała wydobyć z mieszanki ziół
aksamitny smak.
-
Tak długo, aż przyznasz, że zabiłeś człowieka.
-
Naprawdę sądzisz, że Moriarty nie żyje? – pogardliwy ton detektywa wyjątkowo ją
rozjuszył.
-
Nikt nie przeżyłby upadku z takiej wysokości! Wystarczyło go wciągnąć, a potem
mógłbyś z nim robić, co zechcesz! Jak mogłeś bezkarnie przyglądać się jego
upadkowi?!
-
Myliłem się.
Dwa
słowa zbiły ją z tropu. Próbowała odszukać w oczach odpowiedzi, ale znalazła wyłącznie
rozczarowanie.
-
Nie nadajesz się na detektywa.
-
Słucham? – spytała rozedrganymi wargami.
-
Nie posiadasz umiejętności segregacji emocji. Nawet jeśli darzyłaś go uczuciem,
na pierwszym miejscu powinnaś dokonać chłodnej selekcji. Cóż z tego, że
instynktownie wyciągnęłaś broń, skoro nie potrafiłaś z niej skorzystać? - Sherlock
celebrował każdą wypowiadaną myśl. - Momentum. Jedyne, co przyszło ci wtedy
do głowy, to rzucić się za nim. A co jeśli pociągnąłby cię za sobą? Albo poświęcił,
ratując samego siebie? Pomyślałaś, że pomagając największemu złoczyńcy wszech
czasów, narażasz własne życie?!
-
Tego nauczyłam się na służbie – odpowiedziała ciszej, niż zamierzała.
-
Nie ośmieszaj się! Przyjechałaś do Londynu, aby się uniezależnić, ale od
miesiąca opłakujesz mężczyznę, od którego zdrowy rozsądek nakazuje trzymać się
z daleka.
-
Przestań…
Pani
Hudson i John w osłupieniu przysłuchiwali się bolesnej wymianie zdań.
-
Białe małżeństwo, kłamstwo za kłamstwem, szycie bezużytecznych fatałaszków dla zubożałej
burżuazji i utopijny romans z Moriartym? Czym jeszcze zaskoczy nas Mira Black?
-
Wiedziałam, że wielki Sherlock Holmes nigdy nie skalałby się pracą z kobietą.
Na
moment zapanowała cisza, ale zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, detektyw wyciągnął
skrzypce z futerału i zaczął grać trzecią Sonatę Eugène’a Ysaÿe. Spokojny
początek po chwili przerodził się w pełen pasji koncert. Nikt nie śmiał
przerwać mu występu.
-
Ysaÿe każdą z sześciu sonat zadedykował innemu współczesnemu skrzypkowi. „Ballada”
przypadła George’owi Enescu, rumuńskiemu wirtuozowi okrzykniętemu największym
muzycznym fenomenem od czasu Mozarta. Wiesz, co was różni?
-
To, że nie umiem grać na skrzypcach?
Sherlock
z czułością ułożył instrument w futerale.
-
Enescu dokładnie wyznaczył cel i go osiągnął. Mira Black nadal nie ma pojęcia,
kim chce być.
Zacisnęła
dłonie w pięści nie ze złości, ale by ukryć ich drżenie. Nawet najgłębiej
skrywana tajemnica jest dla Sherlocka Holmesa wyłącznie żartem. Wstała z kanapy
i bez słowa wyszła z pokoju. Zanim udała się na poddasze, spojrzała za siebie.
John z wielką dokładnością składał gazetę, otwartą dłonią wygładzając strony.
Pani Hudson układała spodki i filiżanki na metalowej tacy. Sherlock przyglądał
się ulicy zza ażurowej firany. Wzięła wdech i rozluźniła palce. Czuła mrowienie.
Następnego
dnia uprzedziła Jake’a, że zamierza przylecieć do Japonii. Ich przyjaźń sięgała
zaprzeszłych czasów, więc nie zadawał zbędnych pytań. Obecnie przebywali z
Robem na Hokkaido. Kiedy wpisała w przeglądarkę nazwę wyspy, od razu zapragnęła
się tam znaleźć. Gdyby wyszukała Azerbejdżan, Niue lub Tuwalu, jej reakcja nie
uległaby zmianie. Mira chciała znaleźć się jak najdalej od Londynu. Jak najdalej
od nocy, w której straciła fragment duszy.
W
dzień wylotu pani Hudson zmieniała zasłony w wejściu, a John skrupulatnie ją
asekurował. Mira przyglądała się zabawnej ekwilibrystyce, ukradkiem zerkając
przez półotwarte drzwi mieszkania Sherlocka.
-
Od wczoraj siedzi w prosektorium – wytłumaczył Watson, Mira uśmiechnęła się pod
nosem.
-
Czyżby w pałacu umysłu było za gorąco?
John
odwzajemnił uśmiech. Pani Hudson energicznie zeszła z drabiny tarasującej drzwi.
-
Już czas, złotko?
I
zanim Mira odpowiedziała, znalazła się w jej ciepłych objęciach. Przypominały
jej uściski Ruth, kiedy wciąż była dziewczynką wspinającą się na drzewa i
ukrywającą się przed matką w stajni. Gospodyni pogładziła ją dojrzałą dłonią po
policzku, a następnie udała się do kuchni. John położył rękę na kontuzjowanym ramieniu,
ale zamiast bólu poczuła ulgę. Jakby próbował ściągnąć z jej barków
niepotrzebne zmartwienia.
-
Wróć do nas szybko.
Pożegnała
się z nim niepewnym uśmiechem i wyszła na Baker Street. Zarzucając na plecy
marynarski worek, ruszyła w stronę stacji metra.
Trzeci
tydzień w Sapporo dobiegał końca. Pobyt w Japonii okazał się dla niej leczniczy,
gdyż nigdy nie poświęciła tyle czasu dla siebie. Nie dzieliła niepokoju matki, która
pierwszy raz od ślubu była szczęśliwa, że jej córka znalazła miejsce u boku
męża. Kłamstwo. Nie zajmowała myśli okrutnymi słowami Sherlocka i
życzyła mu, aby nigdy nie wyszedł z prosektorium. Kłamstwo. Nie
rozpamiętywała feralnej nocy w pociągu Reichenbach, obwiniając się o śmierć
Jamesa. Kłamstwo.
Popołudnie
spędzali we trójkę w barze typu izakaya, serwującym przekąski i alkohol.
Mira zamówiła jak zwykle makaron yakisoba i trzy butelki sake. Nie było
dnia, w którym nie delektowała się jedwabistym posmakiem trunku. Jake’a zaczęło
to niepokoić, ale Rob go uspokajał. W ten sposób próbowała zapełnić pustkę. Nie
im oceniać, czy słusznie. Właścicielka baru podeszła do nich i wskazała na telewizor
ustawiony w kącie. Mira niechętnie podniosła głowę znad smażonego makaronu. Upuściła
pałeczki zanim zrozumiała, na co patrzy. Wszystkie ekrany na Piccadilly Circus
w sercu West Endu pokazywały twarz Jamesa Moriarty’ego. Jake poprosił właścicielkę
od zwiększenie głośności.
-
…gdzie jesteś. I wiem, że mnie oglądasz. Daję ci trzy dni, wtedy po ciebie
przyjdę. Klatka już czeka.
Mira
podniosła się z impetem, wylewając sake z dna czarki. Ekrany zamigotały i kolejny
raz nadały komunikat. I jeszcze raz, i jeszcze. W nieskończoność jego twarz pikselowała
przed nią, oddaloną o ponad dziewięć tysięcy kilometrów. To jeszcze nie
koniec. Słowa wypowiedziane tamtej nocy wróciły ze zdwojoną siłą. James
Moriarty żyje. Musi podjąć decyzję.
Strach popchnął ją w stronę Londynu.
mnie kupiłaś już konwaliami, a potem kiedy przeczytałam, ze kobieta na wysokich obcasach jest zdolna do wszystkiego, przepadłam <3
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze mi się czytało, interesująca historia
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWspaniała historia :-)
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać :)
UsuńJestem ciekawa co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńWkrótce kolejny rozdział ;)
UsuńWybór to podstawa naszego życia (i bohaterów książkowych). Bez możliwości wyboru nie byłoby większości historii :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! To najważniejsze, co możemy mieć :)
UsuńGratuluje pojawienia się w najnowszym numerze magazynu! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do czytania moich opowiadań w trochę innym klimacie <3
Usuń