0. Pierwsze spotkanie



Lato obudziło się nagle w Paddock Wood. Pochmurny poranek ustąpił miejsca nietypowo przejrzystemu niebu, które wdarło się przez cienkie zasłony do sypialni Miry. Ciepłe promienie otuliły jej twarzy i zmusiły do przedwczesnej pobudki. Mogłaby spać jeszcze godzinę, dziś zaczyna służbę później. Nieprzyzwyczajona do nagłej zmiany temperatury, przeciągnęła się w pościeli i odwróciła na drugi bok. Dopiero po kilku minutach była w stanie otworzyć oczy. Sypialnia wyglądała przyjemniej niż w inne dni. Stara wierzba wdarła się do pokoju rozłożystym cieniem, kładąc się miękko na drewnianej podłodze. Spojrzała na zegarek. Dziesiąta rano. Ojciec jest już na komendzie. Wygramoliła się z łóżka i podeszła do okna wychodzącego na dziedziniec. Gdy je otworzyła, wyraźniej poczuła mocny uścisk lata. Wiatr pachniał kwiatami lipy.

Sypialnia Miry znajdowała się na poddaszu starego domu rodziny Blacków. Drewniane, pięknie rzeźbione meble, ogromna szafa i przepastne łóżko, elegancka toaletka. W rogu stała leciwa, lecz zadbana maszyna do szycia, której towarzyszył manekin krawiecki. Na wieszakach wisiały suknie inspirowane epoką wiktoriańską. Mira wyszła z parującej łazienki osłonięta ręcznikiem. Stopy zostawiły ciemny ślad na podłodze. Zaczęła suszyć długie, czarne włosy. Mokre pasma ciężko opadły na plecy, gdy usiadła przy toaletce. Spojrzała w lustro wypatrując niepożądanych zmian. Mira Black ma dwadzieścia sześć lat, ale jej twarz wygląda o wiele młodziej. Błękitne oczy wyraźnie kontrastują z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i ostrym nosem. Jasna, momentami blada cera, małe, różowe usta i ciemne, gęste brwi. Może nie należy do piękności, ale przynajmniej przyciąga wzrok. Surowa uroda współgra z zawodem, który wybrała. Mira Black jest młodszym inspektorem policji w Maidstone, w hrabstwie Kent.

Wyprasowany mundur wisi na drzwiach szafy. Mira spogląda na zegarek, ma jeszcze godzinę, aby dotrzeć na komendę. Niespiesznie ubiera się w granatowe spodnie, śnieżnobiałą koszulę i za luźną marynarkę. Przeczesuje palcami lekko wilgotne włosy, gdy nagle odzywa się dzwonek telefonu. Na ekranie wyświetla się jedno słowo: Tata.

- Gdzie jesteś? – głęboki głos spytał szybko i stanowczo.

- Jeszcze nie wyjechałam – odpowiedziała spokojnie, drugą ręką nadal przeczesując włosy.

- Jesteś potrzebna na miejscu. Wyjechaliśmy jeepem, ale utknęliśmy w zapadlisku przy Maidstone Road.

- Gdzie jechać?

- Black’s Meadow.

Po obu stronach zapadła cisza, którą przerwał inny męski głos.

- Generale, dzwonili ze Scotland Yardu. Już tam jest.

- Musisz być tam przed nami – ponownie usłyszała stanowczy głos ojca. Wiedziała, że nie ma miejsca na dyskusję.

- Wezmę Bekana.

- Szybko.

Rozłączył się.

- No to zaczynamy kolejny dziwaczny dzień w Paddock Wood.

Na szczęście spakowała się wieczorem. Na nieszczęście - nie zdąży zjeść śniadania. W pośpiechu zbiegła po schodach do hallu.

- Dzień dobry, Miro – damski głos zatrzymał ją przed wyjściem z domu.

- Dzień dobry, mamo – odpowiedziała łapiąc za klamkę.

- A śniadanie?

Mira odwróciła się i uśmiechnęła niepewnie. Wysoka kobieta o pięknie ufryzowanych, ciemnobrązowych włosach stała w drzwiach prowadzących do salonu. Beżowa sukienka elegancko podkreślała jej figurę. Twarz matki nie znosi sprzeciwu.

- Ojciec dzwonił, muszę jechać.

- Bez śniadania?

Milczy. Zastanawia się, czy powiedzieć, że wybiera się na Black’s Meadow.

- Utknęli w drodze z Maidstone, pewnie z powodu ostatniej ulewy. Na miejscu jest już Scotland Yard, to pewnie grubsza sprawa.

- Scotland Yard u nas? – zapytała lekko zdziwiona, ale po chwili jej twarz wróciła do normy.

- Zjem na komendzie – wyszła nie czekając na odpowiedź. Matka pokręciła głową i wróciła do salonu.

*

Bekan przywitał ją rżeniem. Przyciągnęła chrapy do czoła, by poczuć przyjemną wilgoć jego oddechu.

- Jedziemy do Black’s Meadow, tak szybko jak potrafisz.

Bekan głośno zarżał, jakby doskonale rozumiał, co ma zrobić i z Mirą w siodle ruszył w stronę lasu. Droga była piaszczysta, a ciepły wiatr rozwiewał jej włosy. Mocno złapała wodze i strzemionami sprowokowała galop. Posiadłość Blacków dzieliło od Black’s Meadow kilka kilometrów błotnistych terenów i gęstego drzewostanu. Jednak Mira doskonale zna każdy milimetr Paddock Wood, tutaj się wychowała i tu postanowiła spędzić resztę życia.

Co to za ważna sprawa, że mieszczuchy postanowiły przyjechać na prowincję? Scotland Yard w ciemnej dupie hrabstwa Kent? I o kim mówił podwładny ojca?

Bekan zatrzymał się gwałtownie, aż nią szarpnęło. Zobaczyła, co sprowokowało nagły stop. Piaszczysta droga zamieniła się w wielkie bagno, a ułamana brzoza blokowała przejazd. Mira szybko podjęła decyzję. Ściągnęła wodze i poprowadziła Bekana przez las. Zbliżali się do Black’s Meadow, a zieleniejąca łąka wyłaniała się z gęstwiny drzew. Zauważyła policyjne radiowozy zaparkowane wzdłuż drogi. Zatrzymała się i przywiązała konia do drzewa z dala od skupiska ludzi. Zaplotła włosy w warkocz i schowała go pod czapką, a następnie podeszła do najbliżej stojącego policjanta.

- Młodszy inspektor Mira Black z komendy głównej w Maidstone – przedstawiła się głośno i wyraźnie.

Siwiejący mężczyzna zmierzył ją wzrokiem. Mógł zbliżać się do pięćdziesiątki. Wysoki i cherlawy, widocznie zmęczony swoją pracą. Jego twarz wyrażała dosłownie wszystkie stany emocjonalne.

- Generał Richard Black jest w drodze. Czy mógłby mnie pan wprowadzić w szczegóły?

Mężczyzna nadal patrzył na nią ze zdziwieniem. Po dłuższej chwili otworzył usta i zadał pytanie.

- Młodszy inspektor?

Mira czuła się jak w ukrytej kamerze. Ten człowiek zdecydowanie opóźniał bieg wydarzeń.

- A pan…?

Odchrząknął, jakby zrozumiał swoje niegrzeczne zachowanie.

- Inspektor Lestrade. George Lestrade. Scotland Yard.

- Inspektorze Lestrade, ojciec nie zdążył mnie poinformować, w czym rzecz.

Inspektor otworzył oczy ze zdziwienia, lecz Mirze zajęło chwilę, by zrozumieć, co wprawiło go w osłupienie.

- Niech pan wybaczy, inspektorze, tutaj wszyscy się znają. Richard Black jest moim ojcem. A teraz jesteśmy na Black’s Meadow, terenie należącym do naszej rodziny od pokoleń.

Jednak inspektor Lestrade nadal trwał w osłupieniu, dopóki wysoki i szczupły mężczyzna o wyraźnie zarysowanej szczęce i charakterystycznym nosie nie pojawił się za jego plecami.

- Lestrade, skoro nie potrafisz rozmawiać z kobietami, to nawet nie próbuj udawać, że jest inaczej.

Chłodny, sarkastyczny ton wydobył się z wąskich, mocno zaciśniętych ust. Lestrade nagle otrzeźwiał i obrócił się szybko w stronę wysokiego mężczyzny. Mira zdążyła zauważyć, że jego twarz lekko się zarumieniła.

- Holmes! – krzyknął głośno, z pretensją.

Wysoki mężczyzna wyminął zmieszanego inspektora i wyciągnął dłoń w stronę Miry. Długie palce z odbarwioną skórą, mikrobliznami i zadbanymi paznokciami.

- Sherlock Holmes, prywatny detektyw i konsultant.

Mocny, pewny uścisk. Momentami wyczuwała jednak zimno, wskazujące na problemy z krążeniem.

- Mira Black, młodszy inspektor policji w Maidstone.

- Rozumiem, że pani ojciec wkrótce do nas dotrze – nie czekając na odpowiedź delikatnie wysunął dłoń. - Wprowadzę panią w szczegóły.

- Będę wdzięczna.

Ruszył w stronę łąki. Mira poszła za nim, zostawiając zdezorientowanego Lestrade’a za sobą. Teren był przeszukiwany przez kilkunastu funkcjonariuszy londyńskiej policji. Holmes doprowadził ją do mężczyzny pochylonego nad ciałem.

- Panno Black, przedstawiam mojego asystenta. Doktor John H. Watson.

Pochylony mężczyzna w ciemnozielonym płaszczu podniósł się powoli znad martwego ciała. Niezbyt wysoki, o jasnych włosach i niebieskich oczach, spojrzał na Mirę z ciekawością i uśmiechnął się przyjemnie.

- Proszę podejść, ale uprzedzam, widok nie jest przyjemny.

Mira przykucnęła w milczeniu. Sine ciało wrośnięte w jasnozieloną trawę. Młoda kobieta o spłowiałych włosach i wyblakłych oczach. Nie żyje od kilku dni, wygląda na topielca. Założyła rękawiczki , aby sprawdzić oczodoły, nozdrza, uszy i usta. Z tych ostatnich wystawała szeroka, ciemna nić. Wyjęła z torby pincetę wraz z dwiema szalkami Petriego. Palcami lewej dłoni odchyliła lekko usta i wyciągnęła obiekt. Chwilę mu się przyglądała, położyła na szalce i podała ją doktorowi Watsonowi. Na drugiej ułożyła kolejny obiekt.

- Trawa – stwierdził z pewnością i podał szalkę Holmesowi, który badał ją pod misternie wykonaną lupą.

- To nie jest zwykła trwa – powiedziała dotykając szyi kobiety. – Trawa o długich źdźbłach rośnie na terenach wilgotnych. Zresztą denatka prawdopodobnie jest topielcem. Ktoś musiał przenieść ciało.

- Dlaczego? – spytał Watson, lecz długo nie czekał na odpowiedź.

- Aby zatrzeć ślady. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ktoś zadał sobie trud, aby najpierw ją utopić, a następnie przenieść akurat tutaj – powiedział Holmes.

- Czyli nie znacie motywu? – zapytała Mira, podnosząc się znad ciała.

Holmes spojrzał na nią i zamiast odpowiedzieć, zadał pytanie.

- Ile jezior znajduje się w pobliżu?

- Największe to Gedges Lakes przy Gedges Hill przechodzącej w Maidstone Road. W okolicy jest też kilka mniejszych zbiorników i prywatne łowiska. 

- To typha latifolia – powiedział bez wahania oddając jej szalkę.

Watson dostrzegając konsternację na twarzy dziewczyny, dodał.

- Pałka szerokolistna, rośnie na brzegach wód stojących i wolno płynących.

- Czyli tatarak – stwierdziła spoglądając to na doktora Watsona, to na Holmesa.

- Nie respektując nazewnictwa łacińskiego. Istotnie, to liść tataraku – odpowiedział detektyw.

- W tchawicy utknęło mnóstwo liści, co prawdopodobnie było przyczyną uduszenia. Nie sądzę, że dostały się do dróg oddechowym podczas podtopienia – powiedziała ściągając rękawiczki.

- Ktoś umieścił je tam wcześniej – powiedział Holmes odwracając się do nich plecami. – Dopiero sekcja wykaże dokładną przyczynę zgonu, lecz sugerując śmierć przez uduszenie typha latifolia, następnie zatopienie ciała i przeniesienie go na Black’s Meadow, z pewnością nie minąłbym się z prawdą. Co myślisz, Watsonie?

- To bardzo prawdopodobna teoria, ale żmudna realizacja. Z jakiegoś powodu ktoś zadał sobie wiele trudu, aby zatrzeć ślady.

- A co znajduje się w drugiej szalce? – spytał Holmes nadal stojąc do nich tyłem. 

- Drugiej? – spytał zaskoczony Watson.

Mira wyciągnęła dłoń, na której znajdowała się druga szalka, a w niej krótkie zielone źdźbła i kilka ciemnych, zbitych grudek.

- Mogę spojrzeć? – podała mu obiekt. – Wygląda na poa pratensis, wiechlinę łąkową. Pospolitą trawę rosnącą dziko.

- To znajdowało się w ustach denatki, jakby ktoś próbował odwrócić uwagę od gatunku trawy – odpowiedziała.

- Lestrade z pewnością nie zauważyłby różnicy, ale całe szczęście nie tylko on podejmuje decyzje – stwierdził ironicznie Holmes. – Przybyły miejscowe posiłki.

Mira zobaczyła jeepa policji z Maidstone. W ich stronę kierowało się dwóch miejscowych oficerów wraz z jej ojcem. Zatrzymał się przy inspektorze Lestradzie, chwilę rozmawiał, a następnie skierował się w ich stronę. Wysoki, dobrze zbudowany szpakowaty mężczyzna, z zadbanym zarostem i błękitnymi oczami stanął przed Sherlockiem Holmesem, wyciągając dłoń w geście przywitania.

- Richard Black, inspektor generalny policji w Maidstone. Moją córkę już pan poznał, Sherlocku Holmesie.

- Oszczędza mi pan czasu na introdukcję, generale Black. To mój asystent.

- Doktor John H. Watson, do pańskich usług, generale – przedstawił się grzecznie Watson.

- Służył pan w wojsku?

- W Afganistanie.

- Bystre oko, panie generale – skwitował Holmes z uśmiechem.

- Co mamy? – spytał Black spoglądając na ciało kobiety.

- Elizabeth Morgan. Dwadzieścia cztery lata. Pochodziła z zamożnej, londyńskiej rodziny. Zaginęła dwa tygodnie temu. Zgon nastąpił ponad tydzień temu, przez uduszenie, następnie utopienie. Ciało kilka dni temu przeniesiono w tę lokalizację. Podejrzewam morderstwo na tle seksualnym – Holmes recytował bez zająknięcia, jak z podręcznika do kryminologii.

- Dlaczego ktoś przeniósł ciało na Black’s Meadow? – spytał generał.

- Tego się dowiemy. Teren należy do pana, generale? – Holmes nabił fajkę tytoniem i zapalił.

- Młody z pana człowiek, a skorumpowany przez staromodny nałóg – stwierdził z niesmakiem Black.

- Posiadam o wiele więcej nowoczesnych nałogów – uśmiechnął się detektyw, ale zanim zdążył powiedzieć coś więcej, do rozmowy włączył się Watson.

- Scotland Yard zabierze ciało do identyfikacji, dopiero wtedy będziemy w stanie stwierdzić tożsamość denatki. Wykonana zostanie sekcja, która pozwoli ustalić przyczynę i datę zgonu. Niewykluczone, że londyńska policja rozpocznie dochodzenie w sprawie przeniesienia zwłok w inne miejsce. W tym momencie proszę sobie nie zawracać tym głowy, generale.

Po wywodzie doktora Holmes wyciągnął fajkę z ust. Skinął lekko głową w stronę Richarda Blacka i ruszył w stronę samochodów. Watson lekko skonsternowany grzecznie się pożegnał i ruszył za nim. Po chwili Holmes stanął i obrócił.

- Ma pan zdolną córkę, generale. Powinna rozważyć karierę detektywa – po tych słowach ponownie włożył fajkę do ust i wyszedł na drogę.

Mira wpatrywała się w jego szerokie, idealnie wyprostowane plecy. W okolicy serca poczuła lekkie ukłucie, a na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Detektywem? Ja? Spojrzała na ojca, lecz jego oblicze spochmurniało, jakby przez głowę przeszła mu cierpka myśl.

- Wracajmy do domu, zostawmy resztę londyńczykom – objął ją delikatnie ramieniem. Oboje ruszyli w stronę drogi, zostawiają kobietę o spłowiałych włosach i wyblakłych oczach za sobą.

Komentarze

Popularne posty