1. Partner w zbrodni



Tego dnia nie dotarła na komendę w Maidstone. Podwładni odwieźli ojca do posiadłości, chwilę później pojawiła się tam Mira. Odprowadziła Bekana do stajni i skierowała się w stronę domu. W drzwiach przywitała ich matka. 

- Wcześnie wróciliście – powiedziała przerzucając wzrok z męża na córkę. Zmartwienie przyprawiło jej dwie małe zmarszczki na nosie.

- To sprawa dla londyńczyków, nic tam po nas. Dziś w Maidstone nie mówi się o niczym innym. Wystarczy, że będziemy pod telefonem – stwierdził beznamiętnie Richard wchodząc salonu. Mira próbowała pójść za nim, ale matka zastąpiła jej drogę. 

- Śniadanie – powiedziała krótko. Dziewczyna cicho westchnęła udając się za nią.

W kuchni czekały na nią jajka na bekonie i filiżanka herbaty. Matka usiadła do stołu i gestem dłoni zaprosiła Mirę do zajęcia miejsca naprzeciw niej. Na piecu gotował się obiad, a bocznymi drzwiami weszła Ruth i postawiła na blacie gar pełen obranych ziemniaków. Ruth miała ponad sześćdziesiąt lat, jej uroda dojrzewała wraz z wiekiem. Jasne, siwiejące włosy zawsze zaplatała w warkocz, który upinała wysoko. W fartuszku w drobne niezapominajki krzątała się po domu, jakby była jego mieszkańcem od zawsze. Dla Miry była ukochaną nianią, niemal babcią. Dziewczyna kątem oka obserwowała jej płynne ruchy, jednocześnie nabijając śniadanie na widelec. Gdy jednak dotarło do jej ust, skrzywiła się i z wyrzutem powiedziała do matki.

- Jest zimne!

- Nie mówi się z pełnymi ustami – odpowiedziała matka, tonem chłodnym niczym zaległe śniadanie. – Gdybyś zjadła przed wyjściem, jak normalny dorosły człowiek, nie musiałabyś się teraz krzywić. 
Mira bez słowa dokończyła łapczywie zawartość talerza popijając zimną herbatą.

- Smakowało? – spytała matka z nutą ironii w głosie.

- Dobrze się bawiłaś? – odpowiedziała wstając od stołu. Zabrała naczynia i podeszła do zlewu.

- Zostaw, pozmywam później – miękki głos Ruth sprowokował uśmiech na jej twarzy.

- Dziękuję, a śniadanie było doskonałe, jak zawsze – musnęła ustami jej policzek i wyszła z kuchni.

Zatrzymał ją stanowczy głos matki. Odwróciła się będąc już na schodach. Kobieta wzięła głęboki wdech i lekko się uśmiechnęła. Nie potrafiła długo się złościć, uznawała to za bezproduktywną czynność. Wyciągnęła dłoń w stronę Miry.

- Chodź ze mną do salonu, porozmawiajmy.

Mira zamknęła oczy, jakby próbowała zatrzymać buzujące emocje, a następnie zawróciła. Ramię w ramię udały się do salonu.

*

Ojciec siedział w fotelu z twarzą ukrytą w gazecie. Czytał wyłącznie dla zabicia czasu, dziennik był przeterminowany przynajmniej o tydzień. Matka usiadła na drugim fotelu i skinieniem głowy wskazała Mirze, aby usiadła naprzeciw. 

- Masz już dwadzieścia sześć lat… - zaczęła, a ta przerwała jej głębokim, teatralnym westchnieniem.

- Widzę, że dzisiaj zaczynasz prosto z mostu.

Matka odchrząknęła, kontynuując.

- Jak już powiedziałam, masz dwadzieścia sześć lat. Cokolwiek stabilną pracę, choć wolałabym cię widzieć w bardziej damskim zawodzie.

- Przypominam, że nie żyjemy w dziewiętnastym wieku. Obyczajowość się zmieniła, zauważyłaś?

- Najwidoczniej dobre maniery również odeszły do lamusa – odgryzła się matka. Mira założyła nogę na nogę i odwróciła wzrok w stronę okna. Zbliżało się naprawdę przyjemne popołudnie. – Zmierzam do tego, że najwyższy czas, abyś poukładała sobie życie. Znalazła mężczyznę, z którym spędzisz resztę życia. Założyła rodzinę…

- …urodziła gromadkę dzieci, zmieniła pracę. Ba! Najlepiej zrezygnowała z pracy w ogóle. Powtarzam raz jeszcze, ale głośniej, bo może niedosłyszałaś. Obyczajowość się zmieniła, do cholery! 

- Tylko bez przekleństw – warknęła matka, a zmarszczka na jej nosie się pogłębiła. 

- Mamo, to nawet nie zalicza się do przekleństw. Gdybyś słyszała, jak ojciec klnie na komendzie każdego dnia, to moja cholera wleciałaby ci jednym, a wyleciała drugim uchem. 

Matka spojrzała na Richarda, który głębiej zapadł się w fotel. 

- Ojciec to osobna sprawa. Jesteś najstarszą córką, masz stanowić przykład dla Millicent. Dlaczego nie możesz na poważnie zająć się szyciem? Twoje projekty są wspaniałe, nawiązują do tradycji, a moje znajome są nimi zachwycone. 

- Projektowanie i szycie to moja pasja, ale bycie policjantką to powołanie. Może wam się wydawać, że się do tego nie nadaję, a przecież jestem najmłodszym funkcjonariuszem na tym stanowisku w całym hrabstwie. Młodszy inspektor Mira Black brzmi dumnie. Nie zrezygnuję z pracy tylko dlatego, że masz własne wyobrażenie na temat mojej teraźniejszości i przyszłości. 

- Eileen, daj spokój – odezwał się Richard odkładając gazetę. – Oboje martwimy się o twoją przyszłość, powinnaś to zrozumieć. Wiesz, że od początku byłem przeciwny twojej służbie, ale spisujesz się wzorowo. Jako twój przełożony nie mam żadnych zastrzeżeń, ale jako ojciec… - na chwilę zawiesił głos, szukając odpowiednich słów. – Jako ojciec mam obawy, że przedkładasz pracę nad życie prywatne.

- Tato, dziękuję za troskę, ale jestem dorosła. Potrafię o siebie zadbać. 

- Wiem i to mnie najbardziej martwi.

Mira przyglądała się rodzicom w niedowierzaniu. Nie miała pojęcia dokąd zmierza ta rozmowa.

- Dobra, przejdźmy do konkretów. Czuję się doskonale w tym momencie życia i nie mam ochoty tego zmieniać. Wy natomiast naciskacie, żebym zrezygnowała z pracy lub znalazła męża, bądź najlepiej jedno i drugie. Czemu mam to robić, skoro spisuję się bez zarzutów? Nie spotykam się również z byle kim. W Paddock Wood czy nawet w Maidstone nie ma żadnego interesującego mężczyzny. Żadnego. Gdzie niby mam poznać przyszłego męża? Może powinnam wyjechać do Londynu…

- Wykluczone – powiedziała zdecydowanie Eileen. 

- Skoro nie mogę jechać do stolicy, nie znajdę męża. Skoro nie znajdę męża, nie zmienię pracy. Skoro nie zmienię pracy…

- Wracamy do punktu wyjścia – podsumował Richard.

- Otóż to.

Mira wstała ostentacyjnie z fotela i bez słowa ruszyła w stronę schodów. Eileen i Richard siedzieli wpatrzeni w jej plecy. Nagle odwróciła się z uśmiechem.

- Nie zmienia to faktu, że was kocham – powiedziała ciepło. – A, i jeszcze jedno! Dziś skomplementował mnie najlepszy detektyw w Wielkiej Brytanii – mówiąc to, szybkim krokiem weszła na piętro. Eileen spojrzała pytająco na męża.

- Dzisiaj nasz mały grajdołek odwiedził słynny Sherlock Holmes – zaczął Richard i opowiedział żonie o porannym dochodzenia na Black’s Meadow. 

*

Mira opadła na łóżko wzdychając tak głęboko, jak tylko może niezadowolona dwudziestoparolatka. Ile razy odbyli już podobną rozmowę? Nie pamięta, kiedy ostatni raz była zakochana. Nie uważała też, że intymna relacja damsko-męska wpłynie na jej osobisty rozwój. W wolnym czasie wolała skupić się na projektowaniu i szyciu, dwóch rzeczach które wychodziły jej przyzwoicie dobrze, zaraz po pracy w policji. 

- Nie chcę tam schodzić… - zajęczała rozkładając ręce na boki. W tej chwili marzyła o świętym spokoju, a ten osiągnąć mogła wyłącznie w jednym miejscu. – Jake! 

Podniosła się energicznie. Spojrzała na zegarek, dochodziła pierwsza po południu. Zrzuciła mundur, a z szafy wyjęła jeansy, t-shirt i wygodną bluzę z kapturem. Związała włosy w kucyk, zabrała telefon i zbiegła po schodach. Gdy już była przy drzwiach, usłyszała głos matki.

- A obiad? – miała wrażenie uderzającej fali nieprzyjemnego déjà vu. 

- Zjem na kolację – machnęła jej na pożegnanie. Eileen stała jeszcze chwilę w hallu, ale zrezygnowana wróciła do kuchni.

- Co mam z nią zrobić, Ruth? 

- Wspierać i dać poczucie bezpieczeństwa, to jedyne co możemy ofiarować dzieciom. Szczególnie, gdy już dziećmi nie są – powiedziała w skupieniu przygotowując obiad.

*

Na grzbiecie Bekana kierowała się na obrzeża Paddock Wood, do starego domu ukrytego w środku lasu, gdzie mieszkał jej przyjaciel Jake. Konno taka przejażdżka trwała dosłownie kwadrans. Ciepły, letni wiatr dotykał jej kościstych policzków, zostawiając przyjemny ślad. Zwolniła wodze i zsiadła z konia. Posiadłość rodziny Clearwater była niewiele mniejsza od jej własnej, ale tutaj czuła się bardziej w domu. Może to zasługa szarlotki matki Jake’a albo jego samego, z którym przyjaźni się odkąd sięga pamięcią. Przywitał ją Thomas, starszy siwiejący mężczyzna. Jego obecność była nieodłącznym elementem wspomnień związanych z tym miejscem. Zabrał ze sobą Bekana, a Mira weszła do schodkach na ganek i bez pukania otworzyła pięknie rzeźbione, drewniane drzwi. Zajrzała do salonu, w który zastała matkę Jake’a, Daisy Clearwater, pielęgnującą kwiaty będące dumą jej domu. Uśmiechnęła się i bez słowa ruszyła korytarzem do pokoju przyjaciela. Daisy Clearwater jest botanikiem, całe życie poświęciła roślinom, a nie jeden człowiek pozazdrościłby jej skupienia i uważności. Na końcu korytarza znajdowały się czerwone drzwi, za którymi spędzała mnóstwo czasu będąc dzieckiem. Z impetem złapała za klamkę i nieproszona wtargnęła na męskie terytorium. Jake siedział w fotelu z nosem w książce, nawet nie zareagował na nagłą zmianę atmosfery. Mira dosłownie rzuciła się mu na szyję, a cały misternie wypracowany spokój ulotnił się przez lekko uchylone okno. 

- Jake! – zawyła mu nieznośnie do ucha, a on tylko przewrócił oczami. Wiedział z jaką sprawą do niego przyjechała.

- Znowu? – spytał, przytaknęła. – Mnie też ciągle męczą, ale co mamy zrobić? Jesteśmy dorośli.

Mira podniosła się z kolan Jake’a, by następnie opaść bezwładnie na jego łóżko. Powoli wsiąkając w delikatną i chłodną pościel, powiedziała.

- Ale wciąż mieszkamy z rodzicami.

- A z kim mamy mieszkać? To także nasze domy. Tu się wychowaliśmy. Ile razy mówiliśmy o wyjeździe do Londynu, tyle razy dostaliśmy zakaz, jakbyśmy - co najmniej - byli nieopierzonymi piętnastolatkami. Wiem, w jaki sposób kupić bilet i na której stacji wysiąść, do jasnej cholery! Z a r a b i a m. To powinien być podstawowy argument za tym, żeby się nie wtrącali.

Jake’a poniosły emocje, nie siedział już w fotelu, ale niespokojnie przechadzał się po pokoju. Mira ułożyła się wygodnie na boku i podpierając głowę dłonią, przyglądała się przyjacielowi. Był dosyć wysoki, ale nie na tyle, aby nazwać go olbrzymem. Dobrze zbudowany, z lekkim brzuszkiem zdradzającym słabość do słodyczy, szczególnie tych domowej roboty. Jasne, dobrze przystrzyżone włosy, kilkudniowy zarost, wkrótce powinien się go pozbyć. Ciemne, pełne ciepła oczy, wydatny, ale kształtny nos i usta, o których marzy każda dziewczyna. 

- Kiedy ostatni raz widziałeś się z Robem? – spytała, a Jake przystanął. Spojrzał na nią wyzywająco, a następnie usiadł przy biurku. Wyciągnął zeszyt i zaczął pisać. – Teraz będziesz mnie ignorować?

- A co chcesz usłyszeć? – powiedział nie odrywając wzroku od zeszytu, pióro idealnie pasowało do kształtu jego dłoni. 

- Prawdę. 

Długo milczał, aż w końcu odsunął się od biurka i spojrzał na nią. Dłoń, w której przed chwilą trzymał pióro, drżała. 

- Niby w Anglii nie jest to zabronione, ale… 

- Nadal nie jest mile widziane – dokończyła za niego i gestem zaprosiła go do łóżka. Jake ułożył się obok niej. Teraz oboje leżeli na plecach, wpatrując się w sufit. 

- Czasem zastanawiam się, co jest z nami nie tak, ale potem mam ochotę walnąć głową w ścianę. Przecież wszystko jest w najlepszym porządku! Na pierwszy rzut oka nie różnimy się…

- Niczym się nie różnicie. Nie ma „my” i „oni”. Jesteśmy tylko my jako ludzie. I ja, ty – jako człowiek. Innych rozróżnień nie akceptuję – powiedziała, ściskając jego dłoń. 

- Trudno być gejem w XXI wieku – westchnął teatralnie Jake, kładąc głowę na jej ramieniu.

- Trudno być policjantką w XXI wieku – odpowiedziała. - To kiedy się z nim widziałeś?

- Jakiś tydzień temu w Maidstone. Spędziliśmy bardzo miłe popołudnie.

- Ale…?

- Ale ludzie patrzą.

Mira zaśmiała się i ponownie wsparła na łokciu. Teraz patrzyła na Jake’a z góry.

- A co mają robić? Nie patrzeć? Wtedy byś mógł zacząć panikować.

- Wiesz w jaki sposób…

- To jest tylko w twojej głowie – wskazującym palcem dotknęła jego czoła, a następnie zmierzwiła mu misternie ułożoną fryzurę. Fuknął na nią, zaśmiała się w głos. Uwielbiała spędzać z nim czas.

- A tak właściwie co tutaj robisz o tej godzinie? Nie powinnaś być teraz na komendzie i pracować nad zmniejszeniem wskaźnika przestępczości w tej części hrabstwa?

- Nie słyszałeś?

- A co niby miałem usłyszeć?

- Ojciec dał mi wolne, do Paddock Wood przyjechali goście ze stolicy.

- Co ty nie powiesz! Nasze małe, zapyziałe miasteczko zaszczycili policjanci ze Scotland Yardu?

- Bingo! Ale nie zgadniesz z kim dzisiaj rozmawiałam.

- No z kim?

- Z Sherlockiem Holmesem, w jego własnej niepodrabialnej osobie! – zaśmiała się, ale nagle cień padł na jej twarz i poczuła narastający ciężar. Jake usiadł na niej okrakiem i dłońmi ścisnął jej policzki.

- Żartujesz?! Jaki on jest? Wygląda tak samo, jak w necie czy lepiej? Był sam czy z Watsonem? O czym rozmawialiście?

- Opłupie… - ze ściśniętych ust Miry wydobył się nieokreślony dźwięk.

- O czym? – spytał zdziwiony i dopiero wtedy zorientował się, że praktycznie ją dusi. Odsunął dłonie, wciąż na niej siedząc.

- O trupie – powiedziała i głośno wypuściła powietrze, które zmagazynowała w płucach. 

- Fuj – mówiąc to zszedł z łóżka. Mira usiadła i przyglądała się, jak jej przyjaciel traci głowę.

- Taka prawda, przecież nie przyjechał na prowincję, żeby oglądać widoki. Dziś na naszej polanie znaleziono ciało kobiety, dwa lata młodszej od nas. Holmes zasugerował, że ktoś ją udusił, następnie upozorował utopienie oraz przeniósł denatkę na Black’s Meadow.

- To okropne! Ale po co? 

- Tego dowiemy się z raportów Scotland Yardu, przejęli sprawę. Nam już nic do tego. 

- A co jeszcze mówił?

- Kto? 

- No jak kto? No, Sherlock Holmes! Mówiłaś przecież, że rozmawialiście – Jake spojrzał na nią wyczekująco.

- Poza trupem? Rozmawialiśmy o rodzaju traw rosnących na terenach podmokłych. I był tam również doktor Watson.

- Nudy…

Jake usiadł przy biurku i zagłębił się w lekturę. Siedzieli chwilę w milczeniu, aż Mira założyła nogę na nogę i dodała.

- A na odchodne powiedział mojemu ojcu, że powinnam rozważyć karierę detektywa.

Spojrzał na nią znad książki i krzyknął tak głośno, że z dołu dobiegło karcące pouczenie dotyczące wpływu wysokich decybeli na rozwój roślin. Oboje zamarli w ciszy, aby następnie zaśmiać jak dzieci, które zrobiły rodzicom psikusa. 

- Naprawdę tak powiedział?! Detektyw Mira Black! To brzmi lepiej niż zaściankowy młodszy inspektor.

- Hej! To na razie jedyny tytuł jaki mam, więc odnoś się do niego z szacunkiem – burknęła i wydęła wargi w niezadowoleniu.

- Już dobrze, panno inspektorko Black. 

Znowu się roześmiali, ale nagle Mira umilkła, jakby coś wpadło jej do głowy. Jake znał doskonale ten wyraz twarzy. Oznaczał kłopoty.

- Pobierzmy się, Jake – powiedziała bezceremonialnie patrząc mu w oczy, a jego twarz w sekundę straciła cały kolor. Nie tak wyobrażał sobie oświadczyny.

Komentarze

  1. Serdecznie zapraszam do nowo otwartej SzabloNarnii! Znajdziesz tam darmowe szablony idealnie pasujące do opowiadań zarówno autorskich jak i fanfiction. Zachęcam do złożenia zamówienia.
    Pozdrawiam!
    [szablo-narnia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz ładny styl, naprawdę popłynęłam.
    Szczególnie podobał mi się dialog między Jake'm i Mirą, był bardzo dynamiczny i większości brzmiał realistycznie. Więc masz ode mnie za to dużego plusa :)
    Jednak moim zdaniem w zwrocie "Trudno jest być gejem w XXI wieku", powinnaś usunąć "jest". "Jest" i "być" trochę zgrzytają. Ale zrobisz jak chcesz.

    Skończyłaś akcją i wyszło ci to świetnie. Gratuluję.
    Szkoda, że od kwietnia nie pojawiła się nowa część ( a w niej odpowiedź Jake'a).
    Zostawiłaś mnie z niemałym niedosytem.
    Mam nadzieję, że kiedyś dokończysz to opowiadanie.

    Miłego dnia życzę ;)

    Ps. Szanuję za "Grajdołek"


    jaimaniapisania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty