3. Białe małżeństwo



Przez wysokie okna wpadały promienie słońca zmierzającego powolnie ku zachodowi. Salon wypełnił się późnowiosennym powietrzem, wkrótce nadejdzie lato. Onieśmielające zapachem potrawy Ruth zajmowały niemal całą powierzchnię stołu. Po jednej stronie siedzieli Richard i Eileen wraz z młodszą córką Millicent, po drugiej zaś państwo Clearwater – Logan i Daisy. W milczeniu wyczekiwali, aż Mira i Jake zejdą z piętra. Cisza była nienaturalna. Obie rodziny przyjaźniły się od lat, ale dzisiejsze spotkanie dotyczyło przyszłości ich dzieci. Chyba żadna ze stron nie sądziła, że kiedyś do tego dojdzie. Tygodniami plotkowano w Paddock Wood o niespodziewanej odmianie serc, a matki zgodnie pragnęły potwierdzenia.

- Kto by pomyślał – ciszę przerwała Daisy.

- Prawda? – spytała Eileen miarkując uśmiech.

- Dzieci znów nas połączyły, co? Kiedyś spędzaliśmy razem więcej czasu – powiedział Logan przecierając szkła w okularach i ponownie zakładając je na nos. Logan Clearwater pracuje jako redaktor naczelny lokalnej gazety Moon Post, z zamiłowania zaś jest astronomem. Z żoną połączyła go romantyczna natura.

- Kiedyś dzieci faktycznie były dziećmi, a my za nie odpowiadaliśmy. Teraz każdy ma swoje życie – skwitował sucho Richard. Eileen dała mu kuksańca w bok.

Mira i Jake pojawili się w odpowiednim momencie. Dużo czasu zajęło im przygotowanie „przedstawienia”. Mira ubrana w długą suknię własnego projektu - w kolorze butelkowej zieleni - z kołnierzem zwieńczonym kameą (rodową pamiątką), wyglądała zjawiskowo. Włosy zwykle niedbale zaplecione w warkocz, dziś miała upięte w elegancki kok na wysokości karku. Obok niej stał Jake, w beżowym garniturze w drobną kratkę. U szyi galanteryjnie wystawała ciemnozielona apaszka. Oboje wyglądali jak para wyjęta wprost z neowiktoriańskiego żurnala. Trzymali się za ręce. Matkom zaświeciły się oczy.

- Wyglądacie wspaniale! – zachwycała się Daisy.

- Czy to nowy projekt? Koniecznie muszę go pokazać na najbliższym spotkaniu kobiecego komitetu – powiedziała wysokim tonem Eileen.

- Siadajcie – Logan serdecznym gestem zaprosił ich do stołu, ale Jake pokręcił przecząco głową.

- Musimy wam o czymś powiedzieć – zaczął. Wszyscy zamienili się w słuch. Nawet Millicent, która do tej pory kompulsywnie przebierała nogami. Niedawno skończyła dziewiętnaście lat, co czyni ją młodszą o siedem lat od siostry. Z wyglądu bardziej przypomina matkę, choć charakterologicznie bliżej jej do ojca. Siostrę uważa za najlepszą przyjaciółkę.

Mira uśmiechnęła się nieśmiało i prowadząc Jake’a za rękę zatrzymała się na środku salonu. Chłopak spojrzał Richardowi w oczy i lekko ukłonił, co zwróciło uwagę mężczyzny. Następnie przeniósł wzrok na Eileen, również schylając głowę. Mira dołączyła, a rytuał powtórzyli również wobec państwa Clearwater.

- Proszę o pozwolenie na poślubienie państwa córki – zwrócił się do małżeństwa Blacków, a następnie powiedział do rodziców. – Mamo, tato, chciałbym pojąc Mirę za żonę.

Jake przyklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni satynowe pudełeczko. Spojrzał jej w oczy, odbijało się w nich szczere uczucie.

- Miro Black, wyjdziesz za mnie? – powiedział aksamitnym głosem formułkę, którą ćwiczyli od tygodni. Mira spojrzała na swoich rodziców i dostrzegając we wzroku matki aprobatę, zwróciła się do przyjaciela.

- Oczywiście, Jacobie Clearwater – poczuła, jak zimny pierścionek z różowym koralem wsuwa na serdeczny palec jej prawej dłoni. Kamień spoczywał pomiędzy płatkami złotej magnolii.

Richard wstał powoli od stołu i odkaszlnął, próbując zwrócić na siebie uwagę.

- Nie otrzymałeś mojej oficjalnej zgody – powiedział niskim głosem, ale ponownie dostał kuksańca w bok. – Jeśli Mira tego chce, nie mam prawa się sprzeciwiać.

Daisy odsunęła krzesło i przytuliła przyszłą synową z całej siły. Logan poklepał syna po ramieniu. Richard i Eileen złączyli ręce w uścisku, uśmiechając się do siebie. Natomiast Millicent podbiegła do siostry, wyrywając ją z uścisku Daisy.

- Wy tak na serio? – szepnęła jej do ucha.

- Później, Millie – odszepnęła i wróciła do Jake’a.

Młodsza siostra przyglądała się radosnym gratulacjom, nie mogąc uwierzyć, że Mira nie zająknęła się ani słowem na temat zaręczyn. Przecież mówiły sobie wszystko.


Kiedy wrócili do stołu, Eileen z Daisy zaczęły omawiać datę ślubu.

- Najlepiej wybrać miesiąc wiosenny lub letni, wtedy ceremonia może mieć miejsce w ogrodzie – rozmarzyła się pani Clearwater.

- Jak najszybciej musimy powiadomić dalszych krewnych, by zaplanowali przyjazd. Wesele odbędzie się za rok, damy radę – przekonywała samą siebie pani Black.

- Uznaliśmy z Jake’iem, że nie mamy na co czekać. Świecki ślub odbędzie się za trzy tygodnie, zaprosimy tylko najbliższych.

Pięść huknęła o stół. Eileen podniosła się gniewnie, wpół drogi zatrzymała ją dłoń męża.

- Żartujesz, prawda? – zadała pytanie przez zaciśnięte wargi. Nie lubiła, gdy ktoś ingerował w jej plany.

- Chcieliśmy wam powiedzieć o czymś jeszcze – zaczął Jake, a żyłka na szyi Eileen niebezpiecznie pulsowała. – Otrzymałem propozycję napisania książki o mieszkańcach jednej z japońskich wysp. Wylatuję z Anglii za miesiąc.

Daisy wstrzymała oddech, a Logan poprawił okulary na nosie.

- Zabierasz Mirę ze sobą? – spytał.

- Wynajęłam mieszkanie w Londynie – tym razem odezwała się dziewczyna, a Eileen w momencie pobladła. Wyglądała jak wapienna ściana stajni. – Postanowiłam wziąć do serca wasze rady i ruszyć z miejsca. Przynajmniej na pół roku zawieszam służbę, aby poświęcić czas na projektowanie. Stworzyłam nowe portfolio, wysłałam je do największych domów mody w stolicy i z dwóch miejsc otrzymałam pozytywną odpowiedź.

- Nigdzie nie pojedziesz – słowa, które słyszała od lat tym razem jej nie poruszyły. Spojrzała na ojca. W jego oczach zobaczyła dobrze znaną łagodność.

- Gdzie dokładnie będziesz mieszkać? – spytał powstrzymując dłonią kolejnego kuksańca. Żona spojrzała na niego spode łba.

- City of Westminster, 221B Baker Street – uśmiechnęła się, a ojciec odwzajemnił gest. – Wynajęłam przestronny pokój na poddaszu, z miejscem na maszynę do szycia. Gospodynią domu jest pani Hudson, przyjemna i konkretna osoba. Ponadto przestrzeń dzielić będę z niecodziennymi sąsiadami.

- To znaczy? – ciekawość wymknęła się z ust Daisy.

- Zamieszkam w drzwi z drzwi z Sherlockiem Holmesem i Johnem H. Watsonem.


*

Obiad przerodził się w kolację i wielogodzinne dywagacje na temat przyspieszonej ceremonii ślubnej. Gdy panie rozważały nad najlepszym rozwiązaniem, panowie zasiedli w fotelach paląc fajki przy szklaneczce whisky. Mira i Jake po powrocie do pokoju jednocześnie opadali bezwładnie na wielkie łóżko. Wciąż trzymając się za ręce, w milczeniu kontemplowali wydarzenia wieczoru. Znaleźli się na ostatniej prostej do wolności.

Nagle, bez pukania, do pokoju weszła Millie, siadając energicznie na skraju łóżka. Mira podniosła się na łokciu i zobaczyła wydęte w podkówkę usta siostry. Ta mina zwiastowała wyłącznie jedno.

- Czemu mi nie powiedziałaś? – spytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Było na nią za późno.
Mira usiadła obok i pokazała dłoń z pierścionkiem.

- Piękny – burknęła. Starsza uśmiechnęła się smutno. Wiedziała, że podjęta przez nich decyzja ostatecznie zrani wszystkich. Objęła siostrę ramieniem i ukryła twarz w jej bujnych włosach. Pachniały orzechem włoskim.

- Przepraszam, Millie – powiedziała, nic innego nie przyszło jej na myśl. Tłumaczenie podstępu nie wchodziło w grę. Wystarczy, że wciągnęła w to Jake’a.  

- Założysz sukienkę mamy? – gniew w głosie Millie zelżał.

- Tak, to tradycja – przytaknęła.

- Welon masz rzucić w moją stronę – powiedziała przez zaciśnięte wargi, ale nie potrafiła ukryć ekscytacji. Mira zaśmiała się w głos.

- Wszystko zostanie w rodzinie – pociągnęła ją za sobą i obie opadły miękko na łóżko. Jake przysłuchiwał się siostrzanej wymianie zdań jednym uchem. W głowie rysował plany wspólnej podróży z Robem.


*

Trzy tygodnie minęły niczym trzy dni. Mira zdążyła załatwić formalności związane z przeprowadzką do Londynu. Do starego kufra spakowała ulubione książki, ubrania, pościel oraz wszystko, co wydawało jej się potrzebne. Na stole czekały posegregowane rzeczy, które spakuje w marynarski worek i przewiezie pociągiem. Kufer – decyzją Eileen – nadadzą firmą kurierską po przyjeździe Miry do stolicy. „Może wcale ci się nie spodoba”, powtarzała matka, ale dziewczyna myślami krążyła już wokół Baker Street.

Ogród Blacków w rękach Daisy zyskał nowe życie. Dywan z trawy przystrzyżonej na 3 centymetry prowadził pod portal upleciony z żywych kwiatów: chryzantem, gerber i astrów. Po obu stronach ścieżki ustawiono krzesła z jasnego drewna, ustrojone białymi i złotymi szarfami. Przyjęcie ślubne miało odbyć się w salonie, na tę okazję przemeblowanym i przygotowanym na obecność trzydziestu gości. Ruth wraz z gospodynią zarządzającą domem Clearwaterów, od wczesnych godzin krzątały się w kuchni, aby przygotować wystawny obiad. Logan zatrudnił fotografa współpracującego z gazetą, a Richard zaangażował policyjny big band.

Mira obudziła się z pełnym żołądkiem i pustką w głowie. Na miękkich nogach pobiegła w stronę łazienki i spędziła w niej niemal godzinę. Spojrzała w lustro. Musi nałożyć tonę make-upu. Coraz mocniej na sercu ciążyło jej kłamstwo, które powiodło ich pod sam ołtarz. Zaczęła żałować, że wciągnęła Jake’a w labirynt bez wyjścia. Usłyszała pukanie, do pokoju weszły Eileen i Millie.

- Weź się w garść – powiedziała, poklepując się po policzkach. Od razu nabrały koloru. Odświeżyła twarz i wyszła z łazienki.

Suknia wisiała na szafie. Widziała ją na zdjęciach i wielokrotnie przymierzała. Eileen się nie złościła, wręcz przeciwnie. Pozwalała córce pozować, przeglądać się w lustrze. „Kiedyś będzie twoja”, mówiła matka, a mała Mira różowiała na twarzy. Wtedy myśl o zamążpójściu była szczytem jej marzeń.

Usiadła na krześle i rozpuściła włosy. Millie je rozczesała, w południowym słońcu połyskiwały jak polerowany heban. Z wierzchniej warstwy uplotła warkocz od nasady do karku, zostawiając resztę kosmyków luźno. Naniosła drobną warstwę podkładu i pudru na twarz, szyję i ramiona. Powieki ozdobiła złotym cieniem, a usta matową, lekko różową szminką. Mira wyglądała zjawiskowo, ale czuła się fałszywą panną młodą. Pod radosną maską kryła się twarz zdrajcy. Mimo radosnego szczebiotania kobiet, nie mogła pozbyć się tej myśli.

Suknię, dopełniając tradycyjnego rytuału, pomogła założyć Eileen. Delikatny, koronkowy top doskonale przywarł do tułowia Miry, podkreślając atuty. Dolna część sukni elegancko ułożona na biodrach, rozpłynęła się w dół niczym syreni ogon. Eileen wyciągnęła dłoń, na której spoczywały złote kolczyki.

- Dostałam je od matki i miałam na sobie w dniu ślubu. Chciałabym, abyś je założyła – w jej oczach rodziła się cnota, której Mira obawiała się najbardziej. Wiara.

- To zaszczyt – odpowiedziała. Złoto ciążyło na uszach jak fałsz, którym okryła głowę. Koronkowy welon przysłonił jej oczy.


*

Policyjny big band przygrywał jazzowe standardy. Na twarzach gości malowało się zadowolenie zmieszane z ekscytacją. „Najstarsza córka Blacków w końcu się ustatkowała”, „Złapała niezłą partię”, „Słyszałeś? Podobno wyjeżdża do Londynu”, „Żeby nie wróciła z innym mężem”. Szepty dochodziły do niej ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła przypomnieć sobie przebiegu ceremonii. Ślubu udzielił im miejscowy sędzia, a wymiar zaślubin był humanistyczny. Oboje z Jake’iem przygotowali przysięgi, wymienili obrączkami, pocałowali na oczach widzów. Kurtyna jednak nie opadła. Ślub przypieczętowała salwa honorowa, a goście udali się do salonu. Mira nie miała pojęcia co robi w ogrodzie, dopóki ojciec nie poprosił jej do tańca. Big band grał utwór „Sinnerman” z repertuaru Niny Simone.

- Wyglądasz przepięknie… - szepnął ojciec, dostosowując krok do energii piosenki. - …ale twarz mówi co innego.

Mira obawiała się spojrzeć mu w oczy. Jeden błysk mógł przekreślić cały plan.

- Nie wstydź się strachu. On daje siłę, by iść naprzód.

Dziewczyna wtuliła twarz w ramię ojca. Brakowało jej bliskości, bo choć widywała go codziennie w pracy, był przede wszystkim jej przełożonym.

Oderwali się od siebie i zaczęli klaskać do muzyki. Dopiero wtedy do jej uszu doleciały słowa: „Oh, sinnerman, where you gonna run to?”. Śpiewała je dyspozytorka, która zawsze witała ją w pracy uśmiechem. Nie miała pojęcia, że ta drobna kobieta kryje w sobie potężny głos. Mira poczuła, jak łzy zatrzymują się na krawędzi. Ojciec ukrył je w dłoni i zabrał ze sobą.

- Zawsze będziesz moją córką – powiedział z czułością, która potrafi roztopić każdy lodowiec. Mira przełknęła gorzkie słowa prawdy obiecując, że kiedyś je wyjawi. Jednak nie dziś.

- Dziękuję.


*

Stali na peronie w oczekiwaniu na pociąg do Londynu. Mira ubrana była w dopasowane, brązowe spodnie z wysokim stanem oraz koszulę z kołnierzem spiętym kameą. Włosy zaplotła w dobierany warkocz. Na ramię zarzuciła marynarski worek, pod nogami leżała maszyna do szycia. W jeździeckich butach wyglądała jak podróżniczka. Jake w lekkim garniturze i fedorze na głowie stał w oddaleniu paląc papierosa. Rodzice obojga wymieniali się niespokojnymi spojrzeniami, jedynie Millie okazywała podniecenie.

- Kiedy już będziesz sławna, pamiętaj o mnie! – krzyczała przytulając się z całej siły do siostry. Mira wolną ręką głaskała ją po plecach. Eileen od rana miała kwaśną minę.

- Nadal uważam, że wszystko potoczyło się za szybko – wyraziła swoje zdanie, ale tym razem to ona dostała kuksańca od męża. – Za co?

- Mira nie wyjeżdża na zawsze. Paddock Wood od Londynu dzielą dwie i pół godziny drogi pociągiem. Nic nie stoi na przeszkodzie wybrać się do stolicy – odpowiedział Richard. Eileen westchnęła, nie mając kontrargumentu.

Pociąg wtoczył się na stację. Pożegnali się z rodzicami i weszli z bagażami do wagonu. Otworzyli okno w przedziale jeszcze raz machając im na pożegnanie. Gdy minęli tabliczkę z napisem „Paddock Wood” oboje odetchnęli z ulgą.

- To już koniec, prawda? – spytał wykończony Jake.

- Gdyby to było takie proste… - odpowiedziała równie zmęczona Mira.

Praktycznie całą drogę spędzili w ciszy. Musieli pilnować stacji. W Strood przesiedli się do pociągu jadącego na dworzec St. Pancras International, znajdujący się w północnej części centrum Londynu. Stamtąd musieli dostać się na King’s Cross, skąd oboje wysiedli na stacji Baker Street.

- Jesteś na miejscu – skwitował radośnie Jake, ale Mira wciąż nie mogła uwierzyć, że postawiła stopę w Londynie. – Tu nastąpi nasze wielkie pożegnanie.

Mira rzuciła się w jego ramiona. Czuł jak na koszuli odkłada się jej ciepły oddech. Stali w uścisku wiedząc, że na Baker Street ich drogi się rozchodzą.

- Dziękuję, że jesteś – szepnęła Mira, zakładając na ramię marynarski worek, a w drugiej trzymając maszynę do szycia. – Ucałuj ode mnie Roba.

- Masz to jak w banku – Jake pochwalił się eleganckim mundurem uzębienia.

- Bezpiecznej podróży – powiedziała i pomachała mu na pożegnanie. Jake zniknął w zejściu do metra. Rozejrzała się dookoła. City of Westminster niczym nie przypomina wiejskiego Paddock Wood. Sprawdziła trasę na telefonie i okazało się, że od domu numer 221B dzieli ją niecałe pięć minut piechotą. Wzięła głęboki wdech miejskiego powietrza i ruszyła przed siebie.


Holmes grał na skrzypcach „Pieśń bez słów” Mendelssohna, a Watson zasłuchany siedział w fotelu naprzeciw. Niespodziewanie przerwana melodia wybudziła doktora z zamyślenia.

- Co się stało, Sherlocku?

Holmes podszedł do okna i przez chwilę wpatrywał się w uliczny ruch. Przyłożył skrzypce do brody kontynuując solowy koncert.

- Wkrótce będziemy mieć gościa.

Komentarze

  1. Dobrze się czyta. Ponadto pomimo znajomości można poczuć klimat i poznać bohaterów. Mogłabym się nawet skusić na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek. Dziękuję! Kolejny rozdział ukaże się za dwa tygodnie :)

      Usuń
  2. Jestem w połowie i stwierdziłam, że muszę zacząć czytać od początku. Lubię takie kryminało-romanse :) Chętnie się uzależnię:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zależy mi, aby te dwie sytuacje (kryminał i romans) zdrowo balansować :) zapraszam do subskrybcji, powiadomienie o nowym rozdziale przyjdzie automatycznie :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Będę śledziła postępy... Czyta się całkiem przyjemnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Zapraszam za dwa tygodnie na kolejny rozdział :)

      Usuń
  4. Ten cytat o tym, by nie wstydzić się strachu jest najpiękniejszy w przedstawionej tu historii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!! Cieszę się. Dialogi są bardzo trudne, nie zawsze wiem, co powiedzą bohaterowie (czasem mnie zaskakują), tym bardziej cieszą mnie Twoje słowa.

      Usuń
  5. Bardzo przyjemnie i lekko się czyta. Czuję niedosyt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Kolejny rozdział pojawi się za 2 tygodnie.

      Usuń
  6. Wow, przeczytalam z zapartym tchem! I czekam na ciąg dalszy! Świetnie się czyta!

    OdpowiedzUsuń
  7. Będąc szczerą to akurat nie mój rodzaj literatury, ale piękne jest to,że dajesz w ten sposób upust swojej kreatywności i dzielisz się z innymi swoim talentem <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdy ma jakiś talent tylko czasami ciężko odkryć jaki. Ty chyba już wiesz;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. To się naprawdę dobrze czyta. Muszę się wrócić do początku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) zapraszam za tydzień na kolejny rozdział :)

      Usuń
  10. Dobrze piszesz! Chętnie przeczytam Twoje poprzednie wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam :) kolejny rozdział w przyszły poniedziałek.

      Usuń
  11. Qurcze, chyba nie wiem o co chodzi :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest kolejny rozdział, poprzednie również są dostępne na blogu. Opowiadanie inspirowane uniwersum Sherlocka Holmesa, postaci stworzonej przez sir Artura Conana Doyle'a. Pozdrawiam :)

      Usuń
  12. Całkiem dobrze się czytało, czekam na kolejne części i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyznaję, że sama zaczęłam w styczniu pisać coś na wzór hmm opowiadania, popchnęłaś mnie do tego bym do tego wróciła <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyjemnie się czyta to co piszesz :) czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu.

      Usuń
  15. Masz lekkie pióro. Bardzo dobrze się czyta.
    Poszukam na blogu części, które napisałaś i czekam na ciąg dalszy.
    Trzymam kciuki za wydanie książki-)
    Pozdrawiam!
    Irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi to czytać :) Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu. Co prawda, nie planuję z tego papierowej publikacji, ale pracuję nad czymś innym, w międzyczasie, więc dziękuję :)

      Usuń
  16. Z niecierpliwością czekamy na dalszy ciąg 👍, dobrze się czyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, następna część w przyszłym tygodniu :)

      Usuń
  17. Kochana, a może to jakoś poukładaj? Bo randomowy czytelnik nie wie o co chodzi, a szkoda, bo dobrze piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że układ jest czytelny. Rozdziały mają numery, na górze pojawia się najnowszy. Inne można znaleźć poniżej lub w archiwum po lewej stronie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty