5. Obietnica wspólnej podróży


Rozdział (o wiele) krótszy. Wzięłam pod uwagę Wasze sugestie, za które bardzo dziękuję, ale również nagłe skurczenie się czasu spowodowało, że nie mogłam wykrzesać z siebie więcej. Do końca roku będę mieć coraz mniej możliwości pisania, ale nie mam zamiaru rezygnować z dodawania rozdziałów. Co najwyżej, pojawiać się będą z lekkim opóźnieniem. Dziękuję za Waszą uważność, obecność i dobre słowa.


***




Pani Hudson raz na dwa tygodnie zmieniała zasłony w oknach i ta wymagająca sprawności fizycznej czynność przypadła akurat na dziś. Zbliżała się pora kolacji, a Mira wciąż nie wracała ze spotkania w Atelier Charlotte. Co prawda wysłała jej smsa, że będzie na kolacji, ale panią Hudson wcale to nie zadowoliło. Podskórnie czuła, że coś jest nie tak. Nie umiała wyrazić tego słowami. Sherlock częściej tego dnia nabijał fajkę, a John nerwowo przerzucał strony dzienników, nie mogąc skupić się na ich treści. Popołudnie przy Baker Street rozciągało się niczym guma do skakania – nie ważne ile osób grało, zawsze znalazło się miejsce dla kolejnej.

*

James Moriarty z wielką dostojnością kończył kornwalijskiego kraba, co jakiś czas mocząc usta w Chardonnay. Łosoś na talerzu Miry wystygł. Zimny smakował jak węgorze w galarecie, zmora dzieciństwa przygotowywana na specjalne okazje przez Ruth. Nie wiedziała, czemu ten człowiek (który stanowił temat wzburzonej debaty) pojawił się przed nią. Oczywiście, z premedytacją wybrała lokal, w którym wczoraj był widziany, ale nie sądziła, że dosiądzie się do jej stolika. Zbyt wielki zbieg okoliczności.

- Możemy mówić do siebie po imieniu? – jego pytanie wyrwało ją z zamyślenia. W błękicie jego oczu kryła się ciemność kusząca, by przekroczyć granicę. Musiała się pilnować.

- Dopiero się poznaliśmy – stwierdziła, a następnie ugryzła kęs zimnego łososia.

- Odnoszę wrażenie, że to nie ostatnie spotkanie.

- Skąd pewność?

- Premiera kolekcji odbędzie się za miesiąc?

- Tak. To też usłyszałeś? – specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo. Domyślała się, że może wiedzieć więcej, niż powinien.

- Nie mam złych intencji. Po twoim wyjściu złożyłem Charlotte niecodzienną propozycję.

Mira spojrzała na niego z rezerwą. Co miał na myśli?

- Od roku poddaję renowacji stary pociąg parowy i planuję podróż dawną trakcją z Londynu do Bodmin Parkway, aby następnie przejechać całą Kornwalię.

- Co twoje nieekologiczne marzenie ma wspólnego z moją kolekcją? – spytała, jednocześnie w myślach spluwając trzykrotnie przez lewe ramię.

- W podróż zaproszę majętnych i wpływowych londyńczyków, którzy bez kiwnięcia palcem zainwestują w twoje kreacje. Czy umiesz sobie wyobrazić wspanialszą scenerię dla neowiktoriańskiej mody niż odrestaurowane wnętrze zabytkowego pociągu parowego? ­

- Nie stać mnie na taki wydatek – wypaliła, choć wizja pokazu mody na pokładzie starego składu kolejowego na chwilę przyćmiła zdrowy rozsądek i ekologiczne zapędy.

- To nie propozycja biznesowa, tylko zaproszenie do wspólnej podróży – zakomunikował oczywiste. James napełnił kieliszki białym winem i chwycił swój między palce. Były jasne i wypielęgnowane, migdałowe paznokcie zdradzały brak zaangażowania w ciężką pracę. Zupełnie inne niż dłonie Sherlocka. – Charlotte zgodziła się na wszystko. Po krótkiej rozmowie ruszyłem twoim śladem i zobaczyłem cię przez szybę restauracji. Zabawny zbieg okoliczności. Jeszcze wczoraj jadłem tu przepyszną kolację.

Zbyt wiele zbiegów okoliczności, jak na jeden dzień.

- Powiedzmy, że przystanę na twoje zaproszenie. Co będziesz z tego miał?

Przez chwilę w milczeniu popijał Chardonnay. Kelner zabrał talerze i pustą butelkę. Moriarty poprosił o rachunek.

- Satysfakcję ze wsparcia nowego biznesu i… - zawiesił głos w dramatycznym akcie. Mira nie znosiła tego typu teatralnych zagrywek, ale w jego przypadku to nie wadziło. Roztaczał wokół aurę, która wszystko, co paskudne i irytujące zmieniała w nieuchwytne fantazje. - … towarzystwo pięknej i dzielnej kobiety. Trzeba mieć odwagę, by zamieszkać samej w przeludnionym, zadymionym do granic możliwości mieście.

- Nie mieszkam sama – wyskoczyło z jej ust gwałtownie, na co jego oczy na sekundę pociemniały. Zbierało się na deszcz.

- Dzielenie domu z innymi ludźmi nie oznacza, że nie jest się samotnym.

Mira doskonale znała to uczucie, ale to właśnie w Londynie poczuła, że w końcu oddycha pełną piersią. Choć w Paddock Wood otaczała ją nietknięta ludzką ręką przyroda, to stolica utwierdziła ją w przekonaniu, że może być prawdziwie niezależna. Przez wiele lat właśnie tego jej brakowało.

- Znamy się o wiele za krótko…

- Przyjmij moje zaproszenie, a zrobię wszystko, żebyś została w tym mieście na zawsze.

Słowa Jamesa wzbudziły w niej skrajne uczucia. Z jednej strony deklaracja wydawała się niebezpiecznie romantyczna (na granicy szaleństwa), a z drugiej dawała nadzieję na przyszłość w Londynie. A jeśli szczęście dopisze, na przyszłość w 221B.

- Przemyślę twoją propozycję.

James przesunął w jej stronę elegancką wizytówkę. Obróciła ją między palcami. Była czarna, z wytłaczanymi złotymi literami (Mira podejrzewała, że złoto było prawdziwe), oznajmiała: James Moriarty, profesor, Uniwersytet Londyński, na odwrocie widniał numer telefonu. Papier cienki i szlachetnej jakości, że bez problemu przeciąłby naskórek. Mira realnie czuła, jak ciepła strużka gęstej krwi wypełnia wgłębienia wskazującego palca. Wsunęła wizytówkę do torebki i wstała od stołu. Moriarty płynnym ruchem wyprowadził ją z restauracji. Nie wiedziała, czemu posłusznie podążała za obcym mężczyzną, który – według najgorszego scenariusza – mógłby grać rolę największego złoczyńcy w Wielkiej Brytanii. W Moriartym pulsował dziki rytm rezonujący z jej pragnieniem przygody. Wyzwalał emocje, które skrywała w sobie przez lata. Przy nim czuła się widoczna.

Mira nie dostrzegła, że oboje zawędrowali do parku Portman Square przy Baker Street. Momentalnie poczuła, jak oblewa ją zimny pot. Nie miała intencji zaprowadzić go niemal pod same drzwi mieszkania. Usiadła na ławce, a James podszedł do mężczyzny sprzedającego kawę i po chwili wręczył Mirze papierowy kubek pełen parującego napoju.

- Kawa po obiedzie to świętość – stwierdził James. Wokół nich roztoczył się aromat świeżo mielonych ziaren przywodzących na myśl mokrą ziemię. Nad ranem padał deszcz, a słońce powoli wyciągało wilgoć. Zapach późnej wiosny lub wczesnej jesieni.

Siedzieli w milczeniu popijając kawę, obserwując psy biegające za frisbee i ludzi odpoczywających na trawie.

- Następnym razem urządzimy piknik – zarządził James, a Mira pierwszy raz w trakcie spotkania wydała dźwięk podobny do stłumionego śmiechu. Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek, jakby przyglądał się obiektowi jaśniejącemu na nocnym niebie. – Powiedziałem coś śmiesznego?

- Zadziwia mnie twoja pewność – powiedziała, kryjąc rodzący się uśmiech za mgiełką pary.

- Cały dzień czekałem na ten widok – jego słowa zapachniały dzwonkami konwalii. Mira wiedziała, że ich kuszące piękno niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Czuła, że fala ciepła zalewa jej czoło i uszy. James jednak nie patrzył już w jej stronę. Spoglądał na drogi zegarek wystający spod fachowo wykończonego rękawa marynarki, wypił ostatni łyk kawy i wrzucił kubek do kosza.

- W tym miejscu kończy się nasza pierwsza podróż. Wkrótce znów się spotkamy – pożegnał ją uśmiechem. Patrzyła jak z każdą sekundą oddalał się od ławki, na której wciąż siedziała. Nie tak wyobrażała sobie koniec spotkania. Zostawił ją z niedosytem. Zaplanował wszystko od początku do końca. Mira postanowiła zagrać w jego grę. Jeśli przyjmie zaproszenie, ma szansę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: poznać inwestorów i zdemaskować Napoleona zbrodni.

*

Klucz zabrzęczał w drzwiach i gdy stanęła w hallu, przywitała ją straż przednia złożona ze wszystkich domowników. Słońce już prawie zaszło, w oknach wisiały nowe, porządnie wykrochmalone zasłony, a pani Hudson przywdziała srogą minę. Sherlock niby od niechcenia zaciągał się fajką, a John stał obok niego z miną zwiastującą same nieszczęścia. Odezwał się jako pierwszy.

- Gdzie byłaś przez cały dzień? Martwiliśmy się – w jego tonie rzeczywiście kryła się troska, co w pewien sposób jej schlebiało. Czuła, że ktoś roztoczył nad nią opiekę a 221B powoli staje się jej drugim domem.

- Spotkanie się przedłużyło – instynktownie skłamała.

- Z pewnością jesteś głodna, złotko! – pani Hudson na chwilę się rozchmurzyła i nie czekając na odpowiedź wbiegła do kuchni.

- Zjadłyśmy na mieście! – odkrzyknęła za nią, ale wiedziała, że to na nic. Za chwilę na stół wjedzie odgrzewana kolacja.

- Gdzie? – tylko jedno małe słowo wymknęło się spomiędzy ust Sherlocka a dogasającej fajki.

Myśl się zawahała, ale język biegł do przodu. Mówienie nieprawdy zaczęło się w niej wygodnie układać.

- W Smith & Wollensky – wypowiedziała jedyną nazwę, którą zapamiętała z wycieczki do Covent Garden.

- Mam uwierzyć, że Charlotte Mourier zamówiła amerykański stek? – odpowiedział z powątpiewaniem.

- Ja zamówiłam medium rare, a Charlotte – sałatkę z mango i homarem. Lubię dobrze zjeść.

- Pachniesz wędzonym łososiem i beczkowym winem. Po spotkaniu w atelier postanowiłaś sprawdzić miejsce, o którym dziś rozmawialiśmy i zamówiłaś danie w The Ivy. Usiadłaś przy witrynie, bo stamtąd jest najlepszy widok na Covent Garden. Zastanawia mnie tylko, kto ci towarzyszył? Niedawno piłaś kawę w pobliskim parku. Czemu? Przecież jej nie znosisz, ale on tego nie wie. A ty nie odmówiłaś.

Przez moment poczuła, jak gładki palec Jamesa dotyka jej ust. Jednak milczeniem niczego nie ukryje.

- Odpowiadając na twoje pytanie, John, dzień spędziłam w towarzystwie Jamesa Moriarty’ego. Resztę historii już znacie. Jeśli pozwolicie, jestem zmęczona i z chęcią udam się do swojego pokoju.

Mira minęła obu mężczyzn i zaczęła wchodzić po schodach. Czuła, jak drobne szpileczki ich spojrzeń wbijają się bezlitośnie w jej kark.

- Przyjęłaś propozycję? – zatrzymała się, ale nie odwróciła. Patrzyła na skrywające się w cieniu półpiętro. Czasami zdawało jej się, że Sherlock przyjął rolę narratora jej życia, doskonale wiedząc – na długo przed nią – gdzie postawi kolejny krok.

- Nie – przełknęła ślinę, która zbierała się w ustach zawsze po wypiciu kawy. Naprawdę jej nie znosiła.

- Zamierzasz? – czuła, jak wkłuwa się pod żebra. Nie ma litości.

- Zależy od ciebie – powoli odwróciła się i omiotła go pełnym wyższości wzrokiem. Nie było to jej zamiarem, ale arogancki ton Sherlocka od dawna wyprowadzał ją z równowagi. – Im więcej mówisz, tym większą ochotę mam zawrzeć pakt z domniemanym diabłem.

John widocznie pobladł, nie mając pojęcia o co toczy się napięty spór. Mira ruszyła na górę i weszła do pokoju. Usiadła przed toaletką, zapaliła światło i przez jakiś czas przyglądała się swojemu odbiciu. Cały dzień czekałem na ten widok, usłyszała dzwoneczki konwalii i uśmiechnęła się. Ciemne, gęste brwi i lekko orli nos na moment zniknęły pod uśmiechem należącym do kogoś innego. Mira czuła, że nieuchronnie stawała się nowym człowiekiem. Kobietą, którą zawsze bała się być.

Komentarze

  1. Bardzo to długie xd Przeczytałam ale to jednak nie są moje czasy choć fabuła ciekawa :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie, w porównaniu z poprzednim rozdziałem ;) dziękuję za lekturę :)

      Usuń
  2. Wciągające! Ciekawa intryga się nawiązuje i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zapraszam do spojrzenia w poprzednie rozdziały :)

      Usuń
  3. Świetne, czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super się czyta! Masz lekki sposób pisania

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! Wkręciłam się, chętnie zostanę i poczekam na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i dziękuję :) Zapraszam na subskrypcji.

      Usuń
  6. Nie znam wcześniejszych rozdziałów, ale to co dzisiaj przeczytałam mnie się podoba ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zachęcam do przeczytania poprzednich :)

      Usuń
  7. Bardzo dobrze piszesz! Wciągające!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam wcześniejszych wątków, więc troche ciężko mi się odnalezc. Ale
    piszesz bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I zachęcam do spojrzenia w poprzednie rozdziały, historia dopiero nabiera tempa :)

      Usuń
  9. Masz talent! Podoba mi się twój styl pisania. Życzę powodzenia i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Naprawdę cudownie jest czytać takie słowa :)

      Usuń
  10. Czytalam poprzedni i rzeczywiscie ten jest krotszy, super! Czytalo się bardzo przyjemnie, czekam na cd. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam Cię za interpunkcję i normalne tworzenie przestrzeni w tekście. Fajnie się dzięki temu czyta - jak książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zwracam na to uwagę, bo na co dzień pracuję z tekstem :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty