9. Królestwo owadów
Gdy
usiadła przy toaletce, przyjrzała się mizernemu odbiciu. Mascara pogłębiła sińce
pod oczami, ślad szminki przypominał nieudolny uśmiech Jokera. Luźne kosmyki
desperacko próbowały wyrwać się z pozostałości po koku. Karminowa suknia wciąż
idealnie przylegała do zmęczonego ciała. Jedwab najwyższej próby. Nasączyła wacik,
by rozpocząć rytuał ściągania maski przedśmiertnej. Było blisko, pomyślała
przypominając sobie przerażający sen. Bardzo realny sen. Uwolniła włosy, które
z wdzięcznością opadły na spięte ramiona. Napuściła wody do wanny, a po chwili
krajobraz za oknem zniknął pod cienką warstwą pary. Poruszali się wolnym
tempem, ale Mirę nadal nawiedzały nudności. Czekając aż wanna się napełni
spojrzała na ekran telefonu. 7 rano. Ile godzin spała? Sprawdziła wiadomości,
ale Sherlock i John milczeli. Bała się, że jeśli wykona fałszywy ruch, Moriarty
w mgnieniu oka zdemaskuje ich plan. Z zamyślenia wyrwał ją sygnał sms. Wezbrała
w niej trzecia fala.
Spałaś
dobrze, ptaszyno? Śniadanie może poczekać, ale ja nie należę do wyjątkowo
cierpliwych.
Odłożyła
telefon i zakręciła kurki wanny. Delikatnym ruchem, aby nie uszkodzić sukni,
rozsunęła zamek i ułożyła materiał na brzegu łóżka. Bielizna opadła na podłogę,
a Mira zanurzyła się w gorącej wodzie. Nie pamięta, kiedy ostatni raz brała tak
ciepłą kąpiel, ale nie zajmowały ją potencjalne poparzenia. Tylko w ten sposób
mogła powstrzymać ciało przed rozpadem. Zamknęła oczy i poczuła, że bąbelki
powietrza kolonizują jej nozdrza. Mogła tak wytrzymać trzy minuty z okładem, to
jedna z umiejętności, które posiadła podczas policyjnego treningu. Bycie pod
powierzchnią miało swoje plusy. Stłumione dźwięki dochodziły z opóźnieniem,
uspokajając rytm serca. Drgania pociągu wprawiały wodę w ruch, rozplątując
włosy a wraz z nimi myśli. Wypiłam półtorej butelki wina, to za mało, by ścięło
mnie z nóg. Otworzyła oczy i wynurzyła się na powierzchnię. Nabrała kilka
głębokich wdechów, wypuszczając gorące powietrze z płuc.
-
No to sobie poczekasz – powiedziała, ponownie zanurzając się we wciąż ciepłej
wodzie.
James
oczekiwał na nią w wagonie restauracyjnym, w tym samym miejscu, w którym spędzili
wczorajszą kolację. Mira, ubrana w dopasowane spodnie i szmaragdową koszulę z
koronkowym kołnierzykiem, usiadła naprzeciw niego. Wilgotne włosy zaczesała do tyłu
zaplatając w gruby warkocz. Po kąpieli jej cera nabrała rumieńców. W ciszy napełnił
jej filiżankę herbatą, ale zanim zdążył dodać mleko, dotknęła opuszkami jego
dłoni. Wycofał się odstawiając naczynie.
-
Córka urodzona w zamożnej rodzinie pije herbatę bez mleka. Zadziwiające –
powiedział, ale jego ton nie zdradzał zainteresowania. Przeciwnie. Gest Miry upewnił
go w wiedzy, którą zdążył skolekcjonować.
-
Zdaje się, że dużo o mnie wiesz – zarzuciła haczyk.
Twarz
Moriarty’ego majaczyła za zasłoną pary wydobywającej się z czajniczka.
-
Lubię mieć kontrolę nad tym, co się wokół mnie dzieje.
Może
to objaw zmęczenia, ale strach ustąpił potrzebie zamoczenia ust w ciepłym napoju.
Piła spokojnie dopóki nie dotarła do dna. Czuła wzrok Jamesa, lecz wiedziała, że
nie jest ptaszyną, którą można zamknąć w złotej klatce. Nie jest niczyją własnością.
-
Spałaś dobrze?
Zawiesił
głos na sekundę, lecz nic więcej nie dodał. Mira posmarowała tost masłem
nakładając na niego plastry wędzonego łososia, połówkę jajka na twardo i odrobinę
szczypiorku.
-
Wyśmienicie, dziękuję.
Ciepły
tost wyprosił smak wczorajszego doświadczenia. Skupiła się na śniadaniu, co
jakiś czas zerkając przez szybę pociągu. Poruszali się maksymalnie 30
kilometrów na godzinę, przez co krajobraz przypominał film w zwolnionym tempie.
-
Jeśli źle się czujesz… - nie pozwoliła mu dokończyć.
-
Chcę poznać innych gości. Muszę zrozumieć potencjalnych klientów.
Wstała
i spojrzała na niego z góry. Jej twarz, choć zdradzała oznaki zmęczenia,
wyglądała majestatycznie.
-
Oprowadzisz mnie?
Nie
czekając na odpowiedź, przesunęła drzwi dzielące wagon restauracyjny od przedziałów
pasażerskich i zostawiła go za sobą. Moriarty dostojnym ruchem opróżnił
filiżankę i ruszył na łowy.
W
ostatnich drzwiach przywitał ich Isaac Grant. Przedział dzielił, według
przypuszczeń, z sir Arlo St. Johnsem. I choć rysy Johna mieszały się z
tożsamością fałszywego dziennikarza, to kamuflaż Sherlocka był niemalże doskonały.
Nie miała pojęcia w jaki sposób udało mu się ukryć charakterystyczny, orli nos,
ale na własne oczy doświadczyła legendarnej techniki detektywa. James usiadł
obok Granta, a ona naturalnie dosiadła się do St. Johnsa, ale ten nie zwrócił
uwagi na gości. Isaac (głosem Johna) odchrząknął, próbując zwrócić na siebie
uwagę entomologa, lecz ten zdawał się być pogrążony we własnych myślach. Na
kolanach, grzbietem do góry, spoczywała „The Book of British Butterflies” W. J.
Lucasa. Mira przyjrzała się grubej księdze oprawionej w ciemnozieloną okładkę
ze złotym tytułem i motylem odpoczywającym na rachitycznej gałązce. Na półce pod
oknem czekały pozycje wzbudzające dreszcze rozkoszy w miłośnikach Lepidoptera
i Heterocera: „A natural history of british moths” Knoxa, „Dragon-Flies
vs. Mosquitoes. Can the Mosquito Pest be Mitigated?” Humphreysa i Westwooda,
dwa tomy „Beetles of the British Isles” Linssena oraz „The Apiary; Or, Bees,
Bee-Hives and Bee Culture” Alfreda Neighboura. Minęło dokładnie pięć minut
(James nie omieszkał dwukrotnie sprawdzić godziny na wyjątkowo drogim
zegarku) zanim Sherlock powrócił do rzeczywistości. Odłożył książkę na stosik,
założył nogę na nogę i skinął uprzejmie głową Moriarty’emu, na co ten
odpowiedział tym samym. Następnie chwycił dłoń Miry i złożył na jej wierzchu
delikatny, acz nonszalancki pocałunek.
-
Wybaczcie moją opieszałość, lecz gdy wkraczam na terytorium owadów
uskrzydlonych, trudno mi dobrowolnie opuścić ich królestwo – nawet jego głos oddalił
się od aroganckiego tonu odbijającego się od ścian mieszkania przy Baker
Street.
-
Co skłoniło utytułowanego profesora Uniwersytetu Sussex do wejścia na pokład
Reichenbach? – pytanie Jamesa zabrzmiało niemalże opresyjnie.
Sir
Arlo uśmiechnął się nieznacznie. W oczach Isaaca Granta odbijał się niepokój typowy
dla Johna.
-
Drogi profesorze, że pozwolę sobie użyć pańskiego tytułu poza uczelnią, nic
bardziej nie utwierdzi mnie w byciu Anglikiem niż podróż koleją parową przez
najpiękniejsze zakątki Kornwalii. Stęskniłem się za klimatem umiarkowanym, acz
wybitnie morskim. Nic tak nie wpływa na układ oddechowy i środowisko insektów, jak
świeże, brytyjskie powietrze.
W
przedziale zapanowała duszna atmosfera. James i Sherlock toczyli bitwę na
spojrzenia, a Issac-John powoli zapadał się w siedzenie. Mira klasnęła w
dłonie, co na chwilę przykuło uwagę mężczyzn, z czego nie omieszkała
skorzystać.
-
Jutro wieczorem zapraszam panów na pokaz mojej konfekcji damskiej inspirowanej
wiktoriańską modą ulicy. Kolekcja będzie dostępna wkrótce w londyńskim Atelier
Charlotte. Niestety sama Charlotte Mourier nie zaszczyci nas swoją obecnością,
ale stroje będą prezentowane przez najlepsze modelki jej domu mody. Mam
nadzieję, że panowie sprawią mi przyjemność swoją obecnością.
-
Nie interesują mnie fatałaszki – skwitował sir Arlo. Większym zainteresowaniem
wykazał się Grant.
-
Z ogromną przyjemnością spędzę wieczór przy szklaneczce szkockiej w otoczeniu
pięknych dam – zadeklarował z nieskrywanym zadowoleniem.
-
Ja natomiast z chęcią przeczytam pańską opinię w The Guardian – odezwał się
James, a Isaac (John) widocznie się zmieszał.
-
Mężczyźni z natury nie znają się na modzie – wyraził opinię Sherlock, który na
sekundę wyłonił się zza zasłony sir Arlo.
-
Wśród niezwykłych kreacji Miry może znajdzie pan coś dla swojej damy, profesorze?
– drążył Moriarty.
-
Nie interesuję się przypadkami wykraczającymi poza moje pole ekspertyzy – zaakcentował
dobitnie entomolog, przez co już nikt nie miał wątpliwości co do stanu jego kawalerstwa.
Mira
postanowiła spowolnić nieuchronną katastrofę. Wstała i dziękując za „miłą
rozmowę”, wyszła z przedziału. Pociąg nagle zwiększył prędkość, z impetem się zatrzymując.
Straciła równowagę, lecz ręka Jamesa uchroniła ją przed upadkiem. Wtedy poczuła
nieprzyjemne spojrzenie Sherlocka. Dłużej niż sekundę wpatrywał się w nią
współlokator z Baker Street, a nie ekscentryczny sir Arlo St. Johns. Mira
uwolniła się z objęć mężczyzny, nerwowo wygładziła koszulę i opuściła wagon. James
jeszcze chwilę przyglądał się swoim gościom, a następnie skinął głową na
pożegnanie i zniknął z ich pola widzenia.
-
Myślisz, że coś podejrzewa? – zapytał Grant głosem Watsona.
-
On doskonale wie, kim jesteśmy. Prawidłowo postawione pytanie brzmi: czy wie
kim jest Mira? – odpowiedział Sherlock.
John
zasępił się, a Holmes ponownie pogrążył w myślach. Tym razem zawędrował daleko poza
granice królestwa owadów.
Następnego
dnia głowę Miry zajmowały wyłącznie przygotowania do pokazu. Modelki ostrożnie
przywdziewały stroje łączące epokę królowej Wiktorii z londyńską nowoczesnością.
Osobiście dobierała buty z przepięknej kolekcji Orli Taylor i kapelusze spod sprawnej
ręki Avy Powell. Biżuteria była zbędna. Lekki makijaż delikatnie podkreślał
oczy, ale uwydatniał usta. Dziewczyny wyglądały jak żywcem wyjęte z żurnala. Były
gotowe na wybieg.
Wagon
restauracyjny przemienił się w prawdziwy catwalk. Widzowie - obdarzający i obdarowywane
– oglądali spektakl w pełnym zdumieniu. Oprawa świetlna i muzyczna przygotowana
przez Jamesa dodawała charakteru kostiumom powstałym z miłością. Największą
furorę, według oczekiwań Charlotte, wzbudziła piaskowo złota suknia. Flagowa
kreacja konfekcji wzbudziła zainteresowanie żony dyrektora Tate Modern i Mira wiedziała,
że po powrocie do Londynu musi zamówić więcej rolek materiału. Jedynymi
dodatkami były śnieżnobiałe buty na obcasie z paskiem wokół kostki oraz kapelusz
z asymetrycznym rondem w tym samym kolorze. Mira obserwowała pokaz zza baru trzymając
w dłoni kieliszek białego wina. Zanim zdążyła upić łyk światło zgasło, a ciemność
wyostrzyła trzaski ukryte w jazzowych kompozycjach zrejestrowanych na płycie winylowej.
Jasność wróciła, ale wraz z nią dziewczyna odkryła brak trzech osób. Rozejrzała
się po wagonie, ale nigdzie nie było Sherlocka ani Johna. James, do tej pory
częściej spoglądający w stronę baru niż wybiegu, również zniknął. I choć
instynkt podpowiadał jej, aby jak najszybciej ruszyć za nimi, odpowiedzialność –
kładąc ciężkie dłonie na barkach – zatrzymała ją za barem. Show must go on.
Z Królową się nie dyskutuje.
Pokaz
zakończył się sukcesem. Między gratulacjami a toastem Mira ulotniła się z wagonu
restauracyjnego w poszukiwaniu zaginionych mężczyzn. Gdy w jej głowie rodziły
się najczarniejsze myśli, usłyszała krzyk Johna. Pobiegła wiedziona syrenim
zaśpiewem, aż jego sylwetka zamajaczyła na końcu ostatniego przedziału. Z
impetem otworzyła drzwi dzielące ją od Watsona, ale zanim zdążył cokolwiek
powiedzieć odsunęła go od drabinki wiodącej na dach wagonu. Spojrzała przez
otwarty właz, wzięła głęboki wdech, a wydech popchnął ją ku majaczącemu na niebie
księżycowi. Błędem było postawienie stopy odzianej w obcas na niestabilnym
lądzie, lecz brak równowagi był dla Miry najmniejszym zmartwieniem. Na dachu
kolejnego wagonu Sherlock i James celowali do siebie z pistoletów. Pociąg nieubłaganie
zbliżał się do kamiennego mostu, z którego upadek skończyłby się nieuchronną
śmiercią. Przełknęła ślinę, choć nieprzyjemny dźwięk zginął w gwiździe
lokomotywy. Zrobiła krok i czując, że jest w stanie utrzymać się na obcasach,
powoli ruszyła przed siebie. Wagon wszedł w lekki zakręt przez co zachwiała się
i upadła na kolana, jednak wciąż znajdowała się w obrębie dachu. Ostrożnie
wstała, podciągnęła spódnicę i wyjęła broń z kabury na udzie. Wycelowała w
Jamesa, lecz zawahała się. Pociąg wjechał na most, a wokół nich rozciągał się
nieskończony krajobraz ukrytej w mroku Kornwalii. Księżyc oświetlił jego twarz,
na której zamajaczył smutny uśmiech. Uśmiech mężczyzny gotowego do ostatecznego
poświęcenia.
Nie czytałam wcześniejszych rozdziałów, ale ten mnie tak zachwycił, żę z chęcią zajrzę do poprzednich :) Masz talent :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Tym bardziej, że ten rozdział od poprzedniego dzieli niemal roczna przerwa. Jeśli będziesz mieć czas i ochotę, będzie mi miło, gdy przeczytasz poprzednie :)
UsuńBardzo ci kibicuję,sam teraz piszę powieść,na razie nie udostępniam fragmentów.Wszystkiego najlepszego z okazji okrągłych urodzin ��
OdpowiedzUsuńDziękuję!!! Trzymam kciuki za Twoją powieść. "Wyłączyłam" się na rok z tego opowiadania, aby dokończyć swoją powieść. Teraz, gdy skończyłam, mogę skupić się na tekście, którym chcę się dzielić z czytelnikami od razu.
UsuńHistoria wciąga. Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Wkrótce pojawi się kolejny rozdział. Inicjalnie miały się pojawiać co dwa tygodnie, ponieważ piszę je na bieżąco, ale teraz potrzebuję momentu, aby pozbierać myśli z wyjazdu do Londynu.
Usuńtrzymam kciuki za powodzenie!
OdpowiedzUsuńMuszę szybko nadrobić poprzednie części, bo się wciągnęłam. Super się czyta, prawie z zapartym tchem, także lecę po herbatkę, kocyk, ciepłego kota i nadrabiam zaległości. Trzymam kciuki za dalszą pracę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! I mam nadzieję, że poprzednie części też będą satysfakcjonujące :)
UsuńMuszę zajrzeć do poprzednich rozdziałów, żeby mieć obraz całości :) Bardzo przyjemnie się czyta to co piszesz :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi to czytać i zachęcam do spojrzenia w poprzednie części :)
Usuńwszystkiego najlpszego! dla mnie Sherlock Holmes i Enola to nie mój klimat, ale myślę, że moje dzieciaki serialem o jej przygodach (zwłaszcza z taką fajną obsadą ;-))
OdpowiedzUsuńDziękuję! "Enola Holmes" jest filmem, ale zdecydowanie przeznaczonym dla młodszej widowni. Jednak jeśli ktoś lubi wiktoriańskie klimaty, to scenografia i kostiumy są genialne :)
UsuńPodoba mi się to co robisz. Ja też teraz piszę książkę, droga przez mękę, ale efekty są całkiem niezłe.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Trzymam kciuki!
UsuńTrochę spóźnione, ale spełnienia marzeń :) A historię w wolnej chwili z przyjemnością poznam od samego początku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina z TAMczytam
Dziękuję i zapraszam do lektury :)
UsuńPamiętam że kiedyś czytałam i bardzo mnie cieszy, że wróciłaś :) Powodzenia w kontynuacji!
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że znów Cię tutaj "widzę" :)
Usuń